sobota, 8 września 2012

HERETIC - A time Of Crisis (2012)

Ci którzy znają i wielbią METAL CHURCH również znają jak własną kieszeń amerykański zespół o nazwie HERETIC, który przez długi czas był postrzegany jako zespół jednego znakomitego albumu „Breaking Point” z roku 1988. Była to znakomita mieszanka speed/power metalu z elementami heavy i thrash metalu. Można rzec klasyka z lat 80 i cały czas gdzieś tam rozmyślało się jaki byłby drugi album. Celowo użyłem czasu przeszłego, bo taki stan, z jedną wydaną płytą to już przeszłość. To co było nie możliwe właściwie stało się możliwe. Kapela po 23 latach reaktywowała się i wydała właśnie w tym roku swój drugi album „A Time Of Crisis”. Zanim skupimy się na samym albumie warto wspomnieć w kilku słowach o historii zespołu. HERETIC to zespół, który został powołany do życia w 1985 roku za sprawą gitarzysty i lidera grupy Briana Korbana. Wraz z pierwszym wokalistą Julianem Mendezem nagrali w 1986 mini album, potem jego miejsce zajął znany wszystkim fanatykom power/thrash metalu Mike Howe, z którym nagrano właśnie „Breaking Point”, który został bardzo szybko zapisany w historii metalu jako znakomity przykład power/thrash metalu i do dziś ów album spore grono wielbicieli. Po wydaniu tego albumu HERETIC zaczął się sypać. Mike przeszedł do METAL CHURCH jako zamiennik Davida Wayne'a, który z pozostałymi muzykami HERETIC założył zespół o nazwie REVEREND i tak się zakończył HERETIC. Jednak po latach zespół po wrócił w nowym składzie, gdzie pozostali Korban oraz pierwszy wokalista zespołu Julian Mendez. Reszta muzyków to inni ludzie, ale też nie są to amatorzy. Muzycy mogą się pochwalić występ w takich kapelach jak VENGEANCE czy HIRAX. Można rzec, że umiejętności muzyków nie da się podważyć, bo grają na wysokim poziomie. Tylko mimo ostrej, ciężkiej gry Korbana z Glenem Rogersem, gdzie słychać sporo thrash metalu, ale też speed/power metalu. W owych partiach dominuje ciężar, mrok i toporność. Pod tym względem drugi album ustępuje sporo debiutowi, który był przepełniony ciekawymi melodiami, atrakcyjnymi dla ucha motywami, tutaj tego nie ma i właściwie materiał jest nieco ciężko strawny. Kolejnym aspektem, który nie da się pominąć kontrastując nowy album z debiutem, to oczywiście wokalista Julian, który może nasuwa takiego wokalistę jak Ronny Monroue który występował w METAL CHURCH i manierę ma taką nadającą się do twórczości METAL CHURCH. Jest to solidny, mocny, zadziorny wokal, lecz dla mnie o wiele gorszy niż Mike Howe. Mike miał ciekawy styl śpiewania, lekkość, niezwykłą technikę. A ten typ wokalu sprawia że album staje się jeszcze mniej strawny. Jest mocne, ciężkie i takie wysokiej klasy brzmienie, lecz to nie ono odgrywa istotną rolę, lecz materiał, a ten nie jest taki genialny jak ten z debiutu.

Dobrzy muzycy w tym przypadku nieco przyczynili się do ochrony przed totalną klęską. Bo mimo że materiał nie porywa, nie oferuje jakiś ciekawych melodii, to jednak jest to solidny materiał, utrzymany w stylistyce power/thrash metal. Album jest nie tylko solidny ale i nawet zróżnicowany. Pojawiają się kompozycje jak „Tomorrow's Plague” gdzie jest dynamit, agresja i nawet ciekawa i zapadająca w pamięci melodia. Power/thrash metal w bardzo atrakcyjnej formie i ten utwór jest jednym z najlepszych na płycie. Właściwie kompozycje które są utrzymane w konwencji power/thrash metalowej, takie jak dynamiczny „A time Of Crisis” , ostry „Raise Your Fist”, przebojowy „Heretic”, czy też melodyjny „Child Of War” stanowią trzon tego album i to jest jak dla mnie najmocniejszy atut tego wydawnictwa, a mianowicie szybkie, dynamiczne kompozycje, które są zbudowane w oparciu o mocny, zadziorny riff, energiczne solówki. Gdyby tak śpiewał Mike to byłoby to plus 100 do atrakcyjności i przyswajalności owego materiału. „Betrayed” czy ponury „Remains” który jest utrzymany w stylu HEAVEN & HELL dowodzą że zespołowi nie wszystko do końca wychodzi. Ponury klimat, ostry, toporny riff nie sprzyja łatwemu odbiorowi. Jeśli ktoś szuka ciekawej melodii i pomysłowego rozwiązania, powinien wsłuchać się w atrakcyjny „For Your Faith” z pewnymi wyraźnymi cechami JUDAS PRIEST za czasów Owensa i podobnie można by napisać o dynamicznym „The End Of The World”. Zróżnicowanie dopełniają dwa instrumentalne utwory, które stanowią ową klamrę która spina cały materiał.

Może amerykański HERETIC powrócił w nie tak wielkim stylu co można było się spodziewać, może nie nagrał tak genialnego albumu jak „Breaking Point”, może brakuje mi tutaj świetnego Mike'a Howe'a lecz, z całym szacunkiem i trzeźwym spojrzeniem stwierdzić, że album nie jest taki zły, wręcz przeciwnie trzyma dobry poziom. Może zabrakło bardziej wyrazistych melodii, może zabrakło bardziej wyrazistego wokalisty, może nie do końca wszystkie pomysły mi się spodobały, lecz całościowo album się dobrze prezentuje. Jest mocne, oddające charakter power/thrash metalu brzmienie, jest ostra praca gitar, zadziorny wokal. Jest to bez wątpienia album, który świetnie definiuje styl power/thrash metal. „A Time Of Crisis” to udany powrót do świata żywych kapeli, która zawsze gdzieś była w pamięci słuchaczy, którzy po dzień dzisiejszy wspominają wielki debiutancki album „Breaking Point” Zobaczymy jak się potoczy kariera zespołu, kto wie może nabierze rozpędu? Album godny polecenia.

Ocena: 7.5/10

1 komentarz:

  1. Bardzo dobry album Heretic trafił w moje gusta nie będę tutaj porównywał go z debiutem bo jest to przepaść czasowa i składowa nawet jakby ten album wyszedł pod innym szyldem to dla mnie nie miało by to znaczenia po prostu kawał dobrego metalu i tyle.

    OdpowiedzUsuń