Nie macie dość już
tych wszystkich zespołów klonów, które
zapatrzone są w swoich idoli typu IRON MAIDEN, JUDAS PRIEST czy
SCORPIONS? Jesteście odporni na młode kapele, które w dużej
mierze wolą grać wtórny, tradycyjny heavy metal zakorzeniony
w latach 80? Nie przeszkadza wam wykorzystanie już oklepanych
motywów? Cenicie sobie dobre melodie, dobre wykonanie i
chwytliwe kompozycje? Jeżeli tak to debiutancki album kanadyjskiego
zespołu IRON KINGDOM, który jest zatytułowany „Curse of
the Voodoo Queen” jest dla was.
Ten kanadyjski zespół
dość krótko pracował nad swoim debiutanckim albumem
zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że kapela powstała
w tym samym roku tj. 2011 roku. Mogłoby się wydawać, że młody
wiek muzyków, nie wielkie doświadczenie oraz krótki
czas pracy nad albumem da w efekcie słaby, mizerny, bez energii i
wyrazu album z wtórną muzyką. Rzeczywistość jest zupełnie
inna i można śmiało rzec, że młoda kapela zrealizowała w pełni
swój cel, a tym celem było grać tradycyjny heavy metal,
oddając hołd swoim idolom z lat dziecięcych typu IRON MAIDEN czy
JUDAS PRIEST. IRON KINGDOM postanowił stworzyć styl na wzór
tamtych kapel, tych zespołów lat 80 i ta sztuka się udała.
Na ten aspekt złożyło się wiele czynników tych mniejszej
wagi jak kiczowata okładka, nieco przybrudzone, bez jakiś
fajerwerków brzmienie, czy te większej wagi jak choćby
umiejętności muzyków czy sam materiał.
Warto zaznaczyć, że
muzycy nie są super uzdolnienie, jednak dają z siebie naprawdę sto
procent, starają się wypaść jak najlepiej i znają się na swojej
robocie. Nie ma tutaj może wokalisty o niezwykłych zdolnościach
technicznych, ale jest za to Chris Osterman ze swoją specyficzną
manierą, ciekawym stylem śpiewania, może nieco nie okiełznany,
ale świetnie oddający klimat lat 80. Nie ma może tutaj duetu
gitarowego, który wygrywa technicznie solówki, bardziej
wyszukane melodie i bardziej złożone motywy, ale jest duet
Kroecher/Osterman, który stawia na prostotę, na melodyjność,
na stylizację na miarę IRON MAIDEN, czy JUDAS PRIEST co słychać
zresztą po tym jak są skomponowane utwory, jakie mają aranżację.
Nie ma może tutaj ostrej i mocarnej sekcji rytmicznej, ale jest
sekcja, która jest na miarę tej z wczesnego IRON MAIDEN, co
też nie jednego fana tradycyjnego heavy metalu czy NWOBHM ucieszy.
Muzycy choć nie powalają techniką, to jednak zapadają w pamięci
za sprawą zaangażowania, za sprawą solidności i dopracowania, czy
też radosnym podejściem do całego tego grania.
Nic nie zapowiadało
udanego i solidnego materiału, który przeniesie nas do lat
80, do wczesnego okresu twórczości IRON MAIDEN i nic nie
zapowiadają, że całość będzie bardzo chwytliwa, przebojowa.
Instrumentalne otwarcie w postaci „The Ritual” od
pierwszych dźwięków nasuwa oczywiście dwie pierwsze płyty
IRON MAIDEN. Ten sam klimat, podobnie zagrana sekcja rytmiczna i
podobna melodyjność. „Voodoo Queen” jeszcze bardziej
utwierdza w przekonaniu, że kapela jest bardzo zapatrzona w IRON
MAIDEN. Choć jest to wtórne do bólu i takie oklepane,
to jednak miłe w odsłuchu i szkoda, że żelazna dziewica już tak
nie gra. Chwalenie heavy metalu ma tutaj miejsce, co słychać w
nieco rozbudowanym i bardziej stonowanym „Legions Of Metal”.
Nie mogło zabraknąć tutaj również krótkich,
zwartych, dynamicznych utworów jak „Uleash the Kraken”
będący również instrumentalnym utworem i w podobnym stylu
jest jeszcze tutaj „Fired Up”. Bardziej epicki, bardziej
mroczniejszy jest tutaj „The Heretic” czy rytmiczny
„Nightrider”. Podobnie jak IRON MAIDEN zespół
skonstruował tutaj prawdziwego kolosa trwającego koło 13 minut i
„Montezuma”, który zawiera wszystko co składa się
na styl IRON MAIDEN i znajdziemy tutaj wszystko od wolnych temp, po
szybsze, spory rozrzut melodii i całościowy jest to znakomity
kawałek.
Kto lubi stare IRON
MAIDEN, kto lubi solidny heavy metal przesiąknięty latami 80, kto
bardziej przywiązuje uwagę do samych melodii, a mniejszą do
świeżości i oryginalności, ten polubi debiutancki album IRON
KINGDOM. Pozycja obowiązkowa dla maniaków heavy metalu lat 80
i IRON MAIDEN.
Ocena: 8/10
Kolega się nie pomylił co do drugiego z gitarzystów? Napisano we wkładce Jordan Wright.
OdpowiedzUsuń