niedziela, 7 kwietnia 2013

THE STORYTELLER - Dark Legacy (2013)

Pamięta ktoś jeszcze szwedzki zespół THE STORYTELLER, który działał w latach 2000- 2005 i nagrywał solidne heavy/power metalowe albumy i który przeszedł do historii metalu jako odpowiednik BLIND GUARDIAN? Przez ostatnie lata było cicho o samym zespole, później w roku 2006 kapela się rozwiązała i nic nie wskazywało na powrót w przyszłości. W 2011 kapela zebrała się na nowo, ze starego składu został wokalista L.G Person, gitarzysta Jacob Wennerqvist, perkusista Matjin Herpe, a nowym nabytkiem został basista Marcus Backlund i tak po cichu zespół pracował nad nowym albumem i wreszcie bez większego szumu, bez większych zapowiedzi po 8 latach od „Underworld” pojawia się nowe wydawnictwo zespołu zatytułowane „Dark Legacy”. Czy udało się utrzymać dotychczasowy poziom granie muzyki? Czy w dalszym ciągu zespół czerpie z BLIND GUARDIAN? Czy 8 lat przerwy wpłynęło na styl zespół?

Mało kto się spodziewał, że ten znany i lubiany szwedzki zespół powróci, również i ja nie rozmyślałem nad ich powrotem, bo w sumie było co słuchać, patrząc na 4 poprzednie albumy, jednak wraz pojawieniem się nowego albumu zrodziło się wiele wątpliwości i pytań, czy warto było ryzykować dotychczasowe osiągnięcia, status na rzecz nowego albumu, który nie wiadomo jaki będzie. Czy udźwignie poziom poprzednich albumów, czy będzie w podobnym stylu, czyli z ostrymi, melodyjnymi partiami gitarowymi, drapieżnym, wyraźnym wokalem L. G Persona i wpływami BLIND GUARDIAN czy STEEL ATTACK? Na wstępie trzeba zaznaczyć, że mimo trzymania się w dalszym ciągu stylizacji heavy/power metal, mimo trzymania się melodyjnego charakteru, zespół za sprawą „Dark Legacy” otwiera nowy rozdział w ich karierze. Tym razem zespół obiera nieco inny kierunek muzyczny, bardziej rejony STORMWARRIOR, WIZARD czy IRON FIRE się kłaniają. Są tutaj epickie, bojowe chórki, są te riffy, motywy, które w dużej mierze kojarzą się właśnie z takim rycerskim heavy/power metalem i jest to dość ciekawa zmiana, na pewno stawia ich w nieco innym świetle. Zmiana wniosło nieco świeżości do muzyki zespołu, sprawiła że ich styl nie skostniał, a brzmi dość świeżo. Dynamiczna perkusja jest tutaj mocarna i godna uwagi, jednak pierwsze skrzypce gra tutaj wokalista L.G Person, który ma odpowiedni charakter i manierę do takiego grania. Ma chrypę, ma zadzior i słychać w pływy Biffa z SAXON czy Larsa z STORMWARRIOR. Drugą ważnym elementem układanki i nowego wcielenia zespołu jest bez wątpienia gitarzysta Jacob, który stawia na technikę, na solidność, ale przede wszystkim na energię, melodyjność i wpadające w ucho motywy, solówki i pod tym względem jest to album bardzo dopieszczony. W tym roku płyt z tak dopracowanymi i żywiołowymi partiami gitarowymi nie było aż tak pełno.

Zostało logo, tajemniczy, mroczny klimat okładek frontowych, zostali ci sami muzycy, z wyjątkiem basisty, zostało solidność, dopracowanie, dopieszczenie albumu pod każdym względem, zostało mocne, mięsiste brzmienie, została przebojowość i melodyjność, zmieniła się nieco koncepcja, styl oraz inspiracje, które słychać niemal przez cały album. Otwierający album „Release Me” pod względem melodii głównej gdzieś tam może przypominać BLIND GUARDIAN, jednak szybko te skojarzenia zostają wyparte. Pojawia się dynamiczna perkusja, ostry riff i duża rytmiczność, pojawiają się dość epickie chóry, a sam refren i styl śpiewania L.g Persona szybko podsuwa właśnie takie kapele jak STORMWARRIOR. Heavy metalowy wydźwięk riffu z kolei podsuwa IRON FIRE, jednak mimo owych skojarzeń jest to heavy/power z najwyższej półki. Energiczny, dynamiczny, chwytliwy, mocarny i bardzo melodyjny. Pierwsze wrażenie jak najbardziej pozytywne i apetyt na całość jeszcze bardziej wzrósł. Skoro jest epicki charakter, skoro jest rycerski heavy/power metal to dziwne gdyby nie było utworu o Vallhalli. Tutaj mamy szybki, energiczny, power metalowy „Strength of Valhalla”, który nasuwa oczywiście WIZARD i STORMWARRIOR. Kolejny rasowy przebój i w dodatku bardzo energiczny i jednocześnie ukazujące to co najlepsze w twórczości wyżej wymienionych kapel. Bardziej urozmaicony, z pewnym różnymi smaczkami i epickim wydźwiękiem jest tutaj „Dark Legacy” i sam bojowy, podniosły refren jest tutaj prawdziwym majstersztykiem. Nieco słabszym kawałkiem na płycie jest ponury, mroczny i taki nieco przekombinowany pod względem ciężaru „The Univited Guest”, który przypomina mi poniekąd twórczość Blaze Bayleya. Wracamy jednak szybko do epickiego, mocnego heavy/power metal i „Forever They Shall Kneel”, który melodyjnie nasuwa jakieś folkowe kapele, czy też nawet AMON AMARATH, zaś samo tempo, zadziorność przypomina wielki MANOWAR, ciekawa mieszanka i kolejny przykład znakomitej formy szwedzkiej kapeli. Folkiem zalatuje również w stonowanym i spokojniejszym „God of Gods” i jest to tylko solidna kompozycja, która pozostaje nieco w tyle. Znów podniosłość, szybkość, zadziorność oraz wpływy WIZARD, czy STORMWARRIOR pojawiają się w „Upon Your Icy Throne” i w końcu jakiś zespół nagrał coś co może konkurować z GLORYHAMMER, który nagrał również fantastyczny i pełen epickości album. Pojawienie się klawiszy oraz włoskiego języka w „Sancto Spirito” sprawiają że nasuwa się od razu twórczość RHAPSODY. Melodyjny, lekki, power metalowy „Break the Bounds” to kolejna petarda w której można doszukiwać się wpływów największych marek w gatunku power metal. Dopracowane partie gitarowe i dynamiczna sekcja rytmiczna są tutaj sporym atutem. Oczywiście znalazło się miejsce dla klimatycznej ballady „Sands of Time” która jest nieco w stylu FALCONER czy BLIND GUARDIAN oraz miejsce dla 8 minutowego kolosa w postaci „ Battle of Yggdrasil” która jest pełna smaczków, zawirowań i wpływów IRON MAIDEN.

Wiele bardziej zapowiadanych i oczekiwanych albumów zawiodło, albo nie zniszczyło tak jakby się tego oczekiwało, tak tutaj THE STORYTELLER bez jakiś szumnych zapowiedzi powracają z nowym albumem i sieją prawdziwe zniszczenie, którym niektórym bardziej zapowiadanym albumom brakowało. „Dark Legacy” to znakomity album utrzymanym w stylu epickiego heavy/power metalu, odzwierciedlającym najlepsze lata STORMWARRIOR czy WIZARD. Płyta dopracowana pod względem brzmieniowym jak i kompozytorskim. Jest to prawdziwa uczta dla fanów tego zespołu jak i takiego grania. „Dark Legacy” to wielki powrót szwedów, którzy chcą zerwać z etykietą „klon BLIND GUARDIAN” i z tym albumem jest to możliwe. Gorąco polecam!

Ocena: 9.5/10

3 komentarze:

  1. 8 lat przerwy,ale band trzyma poziom w dalszym ciągu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna okłada:D
    I recenzja mojego przystojniaka sprawiła, że zamierzam się z nią zapoznać:P

    OdpowiedzUsuń
  3. Płyta poracha, podobnie jak ocena.
    Kolego, co z tobą?

    OdpowiedzUsuń