Co raz częściej
spotykane wśród metalowych kapel amerykańskich jest zjawisko
zapatrzenia na europejskie zespoły heavy metalowe. Tak jak kiedyś
amerykański metal był jedynym w swoim rodzaju, z lekkim thrash
metalowym zacięciem, z mocnym, agresywnym wokalistą i innymi
cechami charakterystycznymi dla tamtego heavy metalu, tak ostatnia
dekada pokazuje, że co raz częściej można znaleźć kapele, które
czerpią garściami z Europy i nasuwa się tutaj choćby takie kapele
jak CELLADOR, RAVAGE czy też w końcu kanadyjski SUDDENFLAMES, który
będzie przedmiotem niniejszej recenzji.
Obecnie zespół
przymierze się do wydania drugiego albumu „Under The Sign of
The Alliance”, który
ma się ukazać jeszcze w tym roku i jest na co czekać, bo zespół
przeszedł kilka zmian personalnych. Zmieniła się sekcja rytmiczna
po tym jak perkusista Eric Morissette i basista Pascal Landry
opuścili szeregi zespołu z powodu odmiennych poglądów co do
muzyki zespołu. W 2011 roku pojawił się też nowy gitarzysta, a
mianowicie Daves Couture. Te zmiany mogą wpłynąć na jakość
zespołu, ale to czas pokarze czy owe roszady personalne miały
ogromny wpływ na muzykę zespołu. Póki co zostaje przyjrzeć
się debiutanckiego albumowi „Death Might Be late”,
który ukazał się w roku 2009, a w tym roku doczekał się
remasteringu i ponownego wydania. Jaki jest album? Jaki styl
muzyczny zespół obrał? Co można powiedzieć o samym
zespole? Na te i inne pytania postaram się odpowiedzieć w dalszej
części niniejszej recenzji.
Ta młoda kapela została
założona w 2001 roku z inicjatywy wokalisty Jean Roberta Letarte i
zespół ciężką pracą przygotowywał swoje pierwsze demo w
postaci „Bewitched Boat”, które ukazało się w 2005 roku.
Dopiero w 2009 roku zespołowi udało się wydać debiutancki album
„Death Might be late”, który potwierdza, że mamy do
czynienia z młodym i debiutującym zespołem, który ma
jeszcze kilka nie dociągnięć, nie dopracowań, który wciąż
krystalizuje swoje umiejętności, pomysły, czy styl. Ten album też
znakomicie obrazuje owe zjawisko zapatrzenia się młodych
amerykańskich zespołów w europejską scenę heavy/power
metalową. SUDDENFLAMES gra właściwie muzykę, którą można
sklasyfikować jako heavy / power metal z wyraźnymi wpływami taki
power metalowych kapel jak HELLOWEEN, GAMMA RAY, INSANIA, czy
HAMMERFALL, a także heavy metalowych formacji jak RUNNING WILD, IRON
MAIDEN czy JUDAS PRIEST. Takich zespołów można rzec jest
pełno dzisiaj na rynku, więc dlaczego niby ten kanadyjski zasługuje
na uwagę?
Dość udany miks
melodyjności i konstrukcji utworów w stylu europejskim z
amerykańskim brzmieniem jest tutaj dość atrakcyjny. Choć jest
tutaj sporo sprawdzonych patentów, nie ma za grosz
oryginalności, choć brzmienie nie jest najwyższych lotów,
choć sekcja rytmiczna nie powala techniką, ani mocą to jednak
trzeba przyznać, że ostatecznie dominują tutaj pozytywne aspekty.
Przypominający manierę Kiske, Hansena, Cansa wokalista Jean Robert
Letarte, który potrafi zachwycić śpiewaniem w wysokich
rejestrach, piskiem czy specyfiką. Może brakuje mu ognia,
drapieżności, ale z pewnością nie brakuje mu potencjału i
zapału, co dobrze rzutuje na całość płyty. Do kolejnych plusów
można dorzucić przebojowość, wyrównany, urozmaicony
materiał, chwytliwe melodie, czy w końcu niesamowite, dopieszczone
partie gitarowe w wykonaniu Sebastiena Latulippe i Erica
Vaillancourta. To właśnie ten aspekt tutaj najbardziej zachwyca, bo
każda melodia, motyw, solówka odegrana jest z gracją,
zadziorem i finezją. Jest na debiucie bardzo gitarowe i te pojedynki
na solówki są bardzo atrakcyjne i przesądzają o solidności
tego materiału. Latulippe jest tutaj odpowiedzialny za wygrywanie
ostrych partii gitarowych oraz wzbogacenia kompozycji wokalami death
metalowymi, zaś Eric Vaillancourt swoim stylem, shredowym zacięciem
przypomina dokonania Axela Rudiego Pella, czasami nawet Yngwiego
Malmsteena i słychać inspirację najlepszymi gitarzystami. Sam
tutaj wygrywa melodyjne i godne zapamiętana partie, które
sprawiają, że cały materiał jest bardzo melodyjny i gitarowy.
Mimo tego, że brzmienie
jest niższych lotów, że perkusja brzmi jak automat, bez mocy
i bez przekonania, mimo tego, że partie basu nie są atrakcyjne to
jednak kompozycje tutaj są solidne i warte uwagi, nawet tych
bardziej wymagających słuchaczy. Dobry otwieracz to podstawa
udanego materiału i SUDDENFLAMES w tej roli umieścił energiczny,
power metalowy „Son Of doom” z wpływami GAMMA RAY, czy
też heavy metalowych kapel typu JUDAS PRIEST. Już od pierwszych
minut kanadyjski zespół zachwyca melodyjnością i
przebojowością, ale najbardziej co tutaj zachwyca to praca gitar.
Gdyby owe shredowe solówki w wykonaniu Erica i Sebastiena były
wsparte lepszym brzmieniem i sekcją rytmiczną to brzmiało by to
jeszcze lepiej. Nieco RUNNING WILD wdziera się w heavy metalowy
kawałek „Bewitched Boat” i to nie tylko za sprawą
tematyki związanej ze statkiem i morzem. W tym utworze zespół
też pierwszy raz przekonuje słuchacza, że nie mają większych
problemów z stworzeniem bardziej rozbudowanej kompozycji i
nie ostatni. Bowiem na płycie długimi utworami są „Nativitas
in Tenebris” będącym
skupiskiem rozbudowanych i złożonych solówek, czy też 8
minutowa opowieść o jeźdźcu bez głowy czyli „The
Legend of the heandless horseman of Sleepy Hollow”
z motywami gitarowymi nawiązującymi do „A light in the black”
RAINBOW. Coś z GRAVE DIGGER i „Tunes of War” słychać w „The
piper (hymn of sorrow)”.
Power metal pełną parą z wpływami HELLOWEEN czy GAMMA RAY słychać
w „Wonderland No More”
nawiązujący do „I want out” czy „Suddenflames”.
Zespół nie kryje swoich
inspiracji, tak więc nikogo nie powinno zdziwić pojawienie się
coveru JUDAS PRIEST w postaci „Hell Patrol”.
SUDDENFLAMES
i ich debiutancki album „Death might be late”
są żywym dowodem, że na amerykańskiej scenie metalowej coraz
więcej kapel zapatrzonych w heavy/power metal europejskich spod
znaku HELLOWEEN, GAMMA RAY czy heavy metalu spod znaku JUDAS PRIEST.
Mimo słabego brzmienia, mało wyrazistej sekcji rytmicznej album się
broni zwłaszcza za sprawą świetnie odegranych partii gitarowych
czy przebojowego charakteru kompozycji. Udany debiut, który
jest godny uwagi, każdego fana heavy/power metalu.
Ocena:
7.5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz