wtorek, 2 kwietnia 2013

SKULL HAMMER - Destroyers of the Faith (2012)

Czym zajmuje się obecnie MEGADETH? Nagrywa kolejny album i oczywiście znów trzyma swoich fanów w napięciu. Wynika to z faktu, że każdy zastanawia się czy jeden z wielkiej czwórki thrash metalu jest w stanie nagrać dobry album, na miarę swoich możliwości, talentu. MEGADETH odegrał znaczącą rolę w thrash metalu i jego wpływ na ten gatunek metalu jest do nie podważenia. Gdy się tak uważnie przyjrzymy to można dostrzec sporo kapel, które czerpią garściami z twórczości kapeli Dave;a Moustaina, zwłaszcza to zjawisko widać wśród młodych kapel. Jednym z takich przykładów jest zespół TERRIFIER, który wcześniej był znany jak SKULL HAMER, który wydał w 2012 debiutancki album „Destroyers of the Faith”. W ramach oczekiwania na nowy album MEGADETH dacie się skusić na debiutancki krążek Kanadyjczyków?

Założona w 2003 roku kapela przez Chase'a Thibodeau i Rene'a Wilkinsona występowała początkowo pod nazwą SKULL HAMMER i historia tego zespołu oraz TERRIFIER jest ściśle powiązana. Do tych dwóch muzyków szybko dołączyli wokalista Richard Mackenzie, gitarzysta Sean Jones i perkusista Jerome Brewer. W 2005 roku nagrali swoje pierwsze demo i dzielili scenę z takimi zespołami jak 3 INCHES OF BLOOD czy HOLY GRAIL i w 2012 w końcu wydali swój debiutancki album, który zawiera oczywiście thrash metal taki w starym stylu. Z odesłaniami do lat 80, do twórczości takich weteranów gatunku jak MEGADETH, ANNIHILATOR czy TESTAMENT. Kanadyjski zespół nie myśli o tym by być oryginalnym pod względem stylistyki, by wyróżniać się wykonaniem, czy świeżością, ponieważ ich celem jest grać na miarę MEGADETH, z agresją, urozmaiceniem i dbałością o techniczne charakter thrash metalu. Dopieszczone, rozpracowane pod względem detali brzmienie, ostre partie gitarowe wygrywane przez Wilkinsona i Gaalanta potwierdzają techniczny wymiar thrash metalu i to, że to właśnie techniczny charakter melodii riffów, solówek ma tutaj większe znaczenie, aniżeli proste i przewidywalne motywy, których pełno. Basista Chase pełniący rolę wokalisty, też stara się jak najbardziej oddać charakter Dave'a Moustaina i wychodzi mu to nawet przyzwoicie i słychać podobną specyfikę, zadzior i manierę. Co ciekawe nawet kompozycje brzmią jak zagubione tracki MEGADETH i to jest kolejny aspekt, który sprawi, że poczujecie jakbyście słuchali albumu MEGADETH.

Spora dawki energii, pazur, agresja, dynamika, no i melodyjność to cechy, które przewijają się niemal przez cały materiał. Mocny otwieracz, z ostrym riffem w głównej roli nie powinien tutaj nikogo zaskoczyć i „The Valkyrie” spełnia się w roli kawałka otwierającego. Jednak thrash metal to agresja, dzikość, rozpędzona sekcja rytmiczna i świetnie to obrazuje nie otwieracz, ale techniczny „Hammer Fist”, czy też nasuwający MEGADETH „Welcome To Camp Blood”. Najdłuższymi utworami na płycie są urozmaicony i rozbudowany „The Age Of Steel” w który pojawiają się patenty heavy/speed metalowe oraz klimatyczny, z długimi, złożonymi solówkami „Destroyers of the Faith”. Balladowy, klimatyczny wstęp pojawia się w energicznym „Scrum Ridden Flith” co nieco urozmaica całość, podobnie zresztą jak bardziej heavy metalowy „Of Victory and valor”, który pełni rolę utworu instrumentalnego.

Z jednej strony wtórność, oklepane motywy i granie to co MEGADETH gra od kilkunastu lat, a z drugiej strony agresja, techniczne granie, mocne brzmienie, specyficzny wokal na miarę Dave'a. Ostatecznie mimo pewnych oczywistych nie dociągnięć stwierdzam, że debiutancki album kanadyjskiej formacji to kawał porządnego thrash metalu. Nic odkrywczego, a jednak dostarcza sporo emocji i frajdy podczas słuchania, zwłaszcza że oczekiwania na porządny album MEGADETH trwa już kilka lat i nic nie zapowiada by to miało się zmienić. Kapela po wydaniu tego wydawnictwa przeistoczyła się w TERRIFFIER i pozostaje czekać na nowy album z muzyką w stylu MEGADETH.

P.s Podziękowania  dla Vlada Nowajczyka za udostępnienie niniejszego materiału :D

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz