niedziela, 24 listopada 2013

RHAPSODY OF FIRE - Dark Wings Of Steel (2013)

Dożyliśmy czasów w których jest miejsce dla dwóch Rhapsody. Jeden złożony z Luca Turilli i basisty Patrice Guers sygnowany nazwą Luca Turilli Rhapsody, zaś w starym Rhapsody of Fire pozostał Alex Staropoli, Fabio Lione i perkusista Alex Holzwarth. Luca w 2012 wydał swój pierwszy album i odniósł on spory sukces. Teraz w tym roku mamy okazje posłuchać jak radzi sobie Rhapsody bez kluczowego muzyka czyli Luca Turilliego, który decydował o charakterze kompozycji i poziomie samej muzyki. „Dark Wings Of Steel” otwiera nowy rozdział zespołu i czas zweryfikować, czy jest na co czekać w przyszłości.

Rhapsody of Fire od lat grał symfoniczny power metal. Charakterystyczne było dla nich oczywiście rozmach w aranżacjach, epicki klimat, podniosłość, ale też spora dynamika, momentami słodkość, ale i power metalowa energia wzorowana na starym Helloween. Luca Turilli na swoim albumie pokazał, że dalej jest wierny power metalowi, może oddala się bardziej w filmowe klimaty, ale power metal jest. Na nowy albumie Rhapsody of Fire nie uświadczymy takiej dawki power metalu i słychać, że płyta jest zdominowana przez stonowane, bardziej metalowe tonacje. Dynamiki i power metalowy czad daje o sobie znać w energicznym „Rising From Tragic Flames” czy „Silver Lake Of Tears”. Rasowe kawałki Rhapsody, w których dzieje się sporo i tutaj przede wszystkim uwagę przyciąga Roberto De Micheli, który nie chce być drugim Turillim. Roberto stawia na ciężar, stawia na agresywność i nieco inne podejście niż Luca. Spisuje się dobrze w swojej roli, choć brakuje mi nieco więcej szybszych zagrywek z jego strony. Te utwory które wymieniłem to jedne z tych najlepszych na płycie. Niestety ale materiał jest nie równy i pojawia się sporo słabszych momentów, do których zaliczyć można rozbudowany „My Sacrifice” czy „Sad Mystic Moon”. Tym utworom brakuje energii, ciekawego rozbudowania i głównego motywu. Płyta jest pozbawiona dynamiki, przebojowości i kilku innych patentów z których słynął ten band w przeszłości. Mam wrażenie że więcej Rhapsody zawarł Luca na swoim debiucie. Jednak dla Rhapsody Of Fire widzę światełko w tunelu, a jest nim symfoniczny ture metal czy jakby to nazwać co zaprezentowali w „Angel Of Light”. Utwór jest melancholijny, ma swoje momenty zaskoczenia no i przede wszystkim główny motyw i cała linia melodyjna zapada w pamięci. Takiego Rhapsody Of Fire chciałbym usłyszeć w przyszłości. Taki band z pomysłem na granie, z polotem i klimatem. Niestety pozytywnych wrażeń nie ma za dużo i zostały ograniczone do dobrej formy muzyków, czy w końcu do paru dobrych kawałków.

Zespół zrobił wokół nowego albumu niezły szum, zrobił dobrą promocję i wybrał dobry kawałek do promocji, jednak jest niedosyt, może i nawet rozczarowanie, bo taka zmiana składu miała podziałać odświeżająco. Po części tak podziałał rozłam Rhapsody na dwa zespoły, z tym że Rhapdosy Of Fire nie wykorzystał w pełni tej szansy. Spróbowali nieco zmienić charakter swojej muzyki i nie do końca mnie to przekonuje. Są dobre momenty jak „Angel Of Light”, które zachwycają, ale jest sporo nie dociągnięć. Brzmienie jest soczyste i takie wysokiej jakości, ale co z tego skoro jest nieład. Power metal poszedł w odstawkę i teraz zespół stara się tworzyć epicki, symfoniczny heavy metal. Nie tak miało być.


Ocena: 5.5/10

8 komentarzy:

  1. RT na plus za powerową moc a RoF na minus za jej brak.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po podziale na 2 zespoły miałem przeczucie, że lepiej sobie poradzi Luca Turilli i faktycznie tak jest. Na Dark Wings Of Steel niestety brakuje mocy i epickości czyli tego za co zawsze ceniłem i lubiłem ten zespól. Dla mnie 2 najlepsze utwóry na albumie to Rising From Tragic Flames i A Tale of Magic, podoba mi się także Angel of Light głównie z powodu refrenu. Jednak płyta jako całość przymula i szybko się nudzi, zdecydowanie będzie to moja najmniej lubiana płyta Rhapsody.
    Luca Turilli's Rhapsody 1-0 Rhapsody of Fire

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja opinia w pełni pokrywa się z moją :D Przynajmniej nie jestem sam :D Pozdrawiam

      Usuń
  3. A ja powiem, że to jeden z moich ulubionych albumów RoF. Jest świeży, ostry, a zarazem melodyjny i pociągający. Choć przyznam że My Sacrifice trochę kuleje. Poza tym 9/10

    OdpowiedzUsuń
  4. Niestety do pięt nie dorasta,,Ascending to Infinity", zgadzam się.
    Natomiast mi podoba się tylko utwór tytułowy.
    Taki zespół nie powinien psuć sobie marki taką płytą.
    Prawie same nudne ballady....

    OdpowiedzUsuń
  5. Od tego bandu praktycznie zaczęła się u mnie przygoda z metalem, aczkolwiek zdecydowanie preferowałbym starsze płyty, a song Emerald Sword do dziś mnie miażdży :)

    OdpowiedzUsuń