sobota, 18 czerwca 2011

FIREWIND - Between Heaven and Hell (2002)

Firewind to na dzień dzisiejszy czołówka najbardziej rozpoznawalnych zespołów grających power metal . Osiągnęli to dzięki ciężkiej pracy jaką było nagranie 5 znakomitych albumów i wykształtowaniu własnego stylu jaki jest rozpoznawalny na całym świecie i bez względu na to kto się przeplatał przez zespół to zawsze kierował nim ich mózg i założyciel, a mianowicie Gus.G, którego najlepszym przyjacielem.... jest gitara. Jego umiejętności pod względem gry na gitarze są co najmniej imponujące. A jego wszechstronność pozwoliła na granie praktycznie w 4 zespołach!
Poza Firewind były to Mystic Prophecy, Dream Evil oraz Nightrage i na dzień dzisiejszy został mu tylko Firewind. Choć dzisiaj i on i zespół są sławne, to jednak początki jednak były ciężkie.
A początek wiąże się z ich debiutanckim albumem Between Heaven And Hell.
Był i jest to dla Gusa bardzo ważny album od którego tak naprawdę wszystko się zaczęło.
I właściwie to on przygotowywał dema utworów, to on już miał gotowy cały plan jak ma brzmieć album, w jakim kierunku ma podążać. Ale brakowało mu zespołu, który by mu pomógł w zrealizowaniu jego pomysłów. Dobrał : Briana Harrisa, Konstantine;a oraz Stephena Fredericka, który miał objąć funkcję wokalisty. Ale nie na tym się skończyła jego funkcja, bo miał on też swój wkład we wszystkie utwory jakie trafiły na debiutancki album.
Ciekawym zabiegiem było nadanie albumowi 2 okładek, jedna dla USA, a druga dla Europy i osobiście wolę tą drugą. Co do samego albumu, to wciąż jest to jeden z najlepszych albumów zespołu, który imponuje niesamowitą harmonią między ciężarem, a melodyjnością ! Nie każdemu udaje się tego dokonać. A w roku 2002 to był jeden z najciekawszych albumów w tym gatunku.

Na album trafiło aż 13 kompozycji, z czego jeden to jest bonus dla Japońców, którzy zawsze dostają taki utwór od prawie większości zespołów, dlatego że ceny płyt w tym kraju są bardzo wysokie i dla tego muszą dostać coś na zachętę. Natomiast materiał jaki znalazł się na albumie jest bardzo zróżnicowany i równy bez jakiś wypełniaczy, a bardzo dobra produkcja tylko podgrzewa temperaturę.
No jak przystało na power metal, muszą być tutaj szybkie i cholernie melodyjne petardy bo inaczej nici z sukcesu. A na Between Heaven And Hell ich nie brakuje! Zaliczyć do nich trzeba: „ Firewind Raging”, „ Destination Forever” czy też „Between Heaven and Hell”.
Wyżej wymieniony utwory, mają wszytko co powinny mieć przebojowe killery w tym gatunku.
Niezwykła melodyjność, zapadający refren, imponujące popisy talentów wokalisty oraz gitarzysty no i chwytliwa sekcja rytmiczna.
Ale na tym albumie jak widzicie nie ma aż tyle szybkich utworów. Więc się zastanawiacie co stanowi większość albumu? Ano nieco bardziej stonowane utwory, które są podlane sosem amerykańskiego grania. Oczywiście nie brakuje im mocy i wszystkich tych cech co miały te wyżej wymieniony utwory. Do takich utworów można śmiało zaliczyć : „Fire”, „ I Will Fight Alone”, „Tommorow Cant wait”, „ World of Conflict”czy też „Warrior”
I wszystkie te utwory mają nieco wolniejsze tempo, są nieco bardziej wyrachowane, ale cechują się taką samą energią jak te szybkie petardy, mają tak samo świetne partie gitarowe i chwytliwe refreny. To się nazywa zróżnicowanie materiału, dzięki któremu album nic nie traci, a wręcz zyskuje więcej, bo może przyciągnąć większą rzeszę fanów.
To co jest charakterystyczne dla Gusa.G i Firewind to utwory w których nie ma partii wokalnych czyli tzw instrumentalne utwory. Na albumie znalazły się aż 3 takie utwory, w tym jeden jest bonusem. Są to : „Oceans”, „ Nothern Sky”, który wg mnie jest najlepszym tego typu utworem oraz
„End of An Era”. Tego typu utwory są zawsze czymś więcej niż tylko zwykłymi instrumentalnymi popisami muzyków, bowiem ukazują duszę muzyka, uwalniają to co on kryje w swoim wnętrzu przez co są czasami najbardziej emocjonalnym momentem albumu tak też jest i tym razem.
Owe utwory naprawdę potrafią wywołać niezapomnienie przeżycia w słuchaczu.
Omawiając materiał tego albumu, nie można zapomnieć o „Pictured Life”, który jest bardzo udanym coverem Scorpionsów. I gdy się tak go słucha to trzeba przyznać że brzmi jak utwór Firewind i co ważne pasuje idealnie do reszty kompozycji na albumie.

I po dzień dzisiejszy uważam, że lepiej już nie mógł zadebiutować Gus.G i Firewind, po prostu nie można było tego lepiej zrobić. Dlatego, że album jest wręcz genialny i w ogóle nie brzmi jak debiut ino jak album doświadczonego zespołu. Gdzie każdy szczegół został dopracowany i nie ma właściwie się do czego przyczepić,bo i pod względem technicznym jak i zawartości jest świetnie.
Album ma i killery, przeboje ,nie ma zbędnych wypełniaczy a zróżnicowanie materiału jest tylko na korzyść zespołu. Jeden z najlepszych albumów Firewind i najlepszych albumów jakie ujrzały światło dzienne w roku 2002, to po prostu trzeba posłuchać aby się przekonać o tym że wszytko o czym piszę ...jest prawdą. Nota:9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz