środa, 29 czerwca 2011

KING DIAMOND - Conspiracy (1989)

Po sukcesie „Them” przyszedł czas na kilka zgrzytów w zespole Kinga Diamonda. To członek Kiss oskarżył Kinga o kopiowanie makijażu i groził sądem, to z drugiej strony zgrzyty między samymi muzykami. Zwłaszcza należy wspomnieć tutaj o samozachwytach perkusisty Kinga – Mikkey'a Dee, który uważał że jest tak samo ważny jak sam King i chciał podwyżki i skończyło się to jego wyrzuceniem z zespołu. Choć King znalazł zastępstwo w postaci Chrisa Whitremeiera, to jednak nie był zadowolony z jego poziomu gry. To też zwrócił się do Mikkey'a. Zgodził się, ale za godne wynagrodzenie. To też na następcy „Them” czyli na „Conspiracy” można zauważyć, że skład zespołu to king Diamond, La Rocque, Blakk, Patino, a niżej można doczytać się że perkusja została zagrana przez Mikkey'a Dee. Jednak perkusista nie zabawił długo u Kinga, bo przeniósł się do Dona Dokkena, potem przeszedł do Motorhead. Po raz pierwszy album został zarejestrowany poza terenami Danii, w skrócie w USA. Album nic nowego nie wnosi do stylu Kinga, to też fanom spodobał się bez dwóch zdań, gorzej z malkontentami. Dla mnie jest to bardzo dobry album, w którym jednak słychać już nieco brak pomysłów, nawet historia jest tego dowodem, gdzie King postawił na kontynuację poprzedniej historii. Sama szata graficzna też budzi nie smak, nawet powiedziałbym rozczarowanie. No cóż pierwotny projekt okładki nie przypadł do gustu wytwórni Roadrunner i w końcu postawioną no prostą, wręcz kiczowatą okładkę z Kingiem Diamondem.
Płyta właściwie często jest pomijana przez fanów jeśli chodzi o wymienianie tych najlepszych albumów, może to wynikać z tego że poprzednie 2 albumy były arcydziełami. Ciężko jest nagrać trzeci podrząd taki album. Jednakże zespół nie zszedł poniżej określonego poziomu, tutaj słychać jakby bardziej rozbudowane utwory, nastawienie na klimat, jednakże troszkę mniej atrakcyjna jest warstwa instrumentalna niż u poprzedniczek. Ba momentami album brzmi nieco lżej, nie ma takiego ognia co dwa poprzednie albumy, choć pomimo tych wad, wciąż mamy bardzo dobre heavy metalowe granie utrzymane w klimacie horroru. Dobrym rozwiązaniem okazał się ustawienie „At the Graves” jako otwieracza, pomimo tego że trwa...9minut. Jest to kompozycja rozbudowana, przepełniona różnymi ciekawymi motywami i nasycona klimatem grozy. Początek utworu robi za intro. Jest melodyjka która tworzy nastrój i jest to chwytliwa melodia. Jest mrok, nie pewność, tajemniczość, a to wciąga. Po upływie 2 minut zaczyna się już ta właściwa część. Jest to energiczne granie, które jest przemyślane, a przede wszystkim zawiera sporo ciekawych motywów, zwolnień tempa, a to porywa w całości. Bałem się, że kawałek będzie przynudzał, a tak nie jest, bo partie gitarowe potrafią zapewnić rozrywkę i prawdziwą ucztę dla uszu. Utworem, który posłużył do promocji tego albumu był „Slepless Nights”, który jest dobry, ale nie ma tej klasy co poprzednie utwory Kinga Diamonda. Bo i refren mało porywczy, a sam riff też nie wiele ma do zaoferowania. Niezbyt udane są też zwolnienia. Dobrze się tego słucha, ale to nie jest to na co się czeka. O taki choćby „Lies” jest lepszy kawałkiem, bo ma bujający riff, taki pomysłowy, nawet ma w sobie troszkę oryginalności. Jest żwawo, jest w miarę energicznie, a co za tym idzie, miło się tego słucha. Początek „A visit From the dead” przeraził mnie, bo usłyszałem akustyczną gitarę i w sumie zanosiło się na ...balladę co jest mało spotykane u Kinga. Szybko spojrzałem jaki jest czas trwania, no i tak ponad 6 minut to też liczyłem, że utwór się rozkręci i tak też się stało około w 2 minucie. Dobrze się tego słucha, jest ciekawy riff, jest popis wokalny Kinga, choć perfekcji i tak nie ma. Najlepiej wypada tutaj jednak refren, taki dość przeszywający. Nie wiele krótszy jest „The wedding dream”, który może pochwalić się fajny klimatem i pomysłem. Jest to kolejny mocny punkt albumu, konkretny kawałek z mocnym kopem. Jednym z moich ulubionych utworów z tego albumu jest „Amon Belongs to them”, który posiada niezwykłą melodyjność, a to akurat dla mnie istotna rzecz. Riff dobrze wypada, zresztą jak reszta część utworu. No i jest to też w miarę krótki utwór, który nie jest przesadzony z rozbudowanymi motywami. „Something Weird” ot taki krótki instrumental, który ma budować nastrój. Hmm jakoś mnie nie przeraził. Końcówka albumu to już nieco lepsze kąski. Choćby taki „Victimized” zagrany z pasją, z życiem, a nie brakuje tutaj zróżnicowania utwory przez różnego rodzaju motywy. Jest to jeden z tych lepszych utworów na albumie. Jeśli mowa o krótkich instrumentalach, które mają nas straszyć to taki „Let it be Done” spełnia tutaj swoją rolę. Jest to jeden z tych najlepszych takich utworów wypracowanych przez Kinga, jak się słucha tego na maksa i jeszcze w nocy, to można podskoczyć. Album zamyka również bardzo udany „Cremation”, który tym razem prezentuje bardzo melodyjny, ale jakże wpadający w ucho riff. Jest to kolejny instrumentalny utwór, który zaliczam również do tych bardzo udanych.
Arcydzieło na miarę dwóch poprzednich albumów? W żadnym wypadku, otrzymaliśmy tym razem bardzo dobry album, z typową muzyką dla Kinga. Choć tym razem mamy więcej rozbudowanych kompozycji, co jest czymś nowym dla Kinga. Jest niezła dawka melodyjności, nawet większa niż na poprzednich albumach, słychać to choćby w otwieraczu, czy w zamykającym „Cremation”. Znów mamy naprawdę niezły klimat grozy, choć historia nie daje tego poczuć po sobie. Sam album jest bardzo dobry i warty znania, jednak King nagrał lepsze od tego albumu. Krążek zamyka pewien okres Kinga, zamyka udane dla niego lata 80. Dla fanów pozycja obowiązkowa, dla reszty raczej nie. Ode mnie mocne 8/10

2 komentarze:

  1. Bardzo lubię tę płytę. Jak miałem jakieś 16 lat męczyłem ją na winylu. Dziś mam CD i to jest wszystko z dyskografii King Diamonda czego mi trzeba. Nawet "Them" tak bardzo mi się nie podoba jak "Conspiracy".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oo dla mnie jest to solidny album, ale daleki od Abigail czy Them. Niby są dobre utwory, niby jest klimat, ale mam wrażenie że jakby wszystko jest nieco niższej klasy. Ale widać, tobie dogodzili:D A co sądzisz o Mercyful Fate?

      Usuń