wtorek, 28 czerwca 2011

BOREALIS - Fall from the grace (2011)

Słuchanie metalu to dla jednych kraina przede wszystkim, gdzie można wyładować swój gniew, swoją młodzieńczą frustrację, czy też jest też sensem życia. Ale czy ktoś z nas słuchaczy szuka czegoś więcej? Czy ktoś tak naprawdę zastanawiał się nad tym, że metal to nie tylko łojenie, to nie tylko dzika muzyka, że to nie tylko szalenie na koncertach. Że w tak nie zrozumianej przez większość mas ludzkich muzyce można też znaleźć piękno wszelkiej rozumianej muzyce. Czasami, rzadko bo rzadko, ale takiego piękna też wypatruje się w tej muzyce zwanej heavy metalem.. W zeszłym roku był to dla mnie Therion. W tym roku po przesłuchaniu kanadyjskiego Borealis i ich nowego albumu „Fall from the grace”wzięło mnie na refleksje. Że heavy metal jako muzyka może być jednak czymś więcej, biletem do krainy marzeń, ciepła i spokoju, gdzie liczy się tylko dźwięk wydobywający się z płyty. Tutaj jest magia i to przez cały czas towarzyszy słuchaczowi. Ale wyróżnia się tym, że jest to nie typowy i tak naprawdę ma jedno zastosowanie, jest bramą do lepszego świata. Nie jest to przynajmniej w moim odczuciu album, który mógłbym słuchać na koncercie, do imprez też nie, ale dla mojej indywidualnej podróży do magicznego świata jak najbardziej. Album jest harmonijny jeśli chodzi o dźwięki, muzyków, brzmienie, wszystko świetnie do siebie pasuje, nie ma zgrzytów, nie ma niesmaku. Słuchając tego albumu doszedłem poza wyżej wymienioną refleksją do takiej, że to jest jeden z nielicznych dowodów, że muzyka heavy metalowa nie stoi w miejscu też pomału posuwa się do przodu i to jest album na miarę naszych czasów, że tak powiem. Zespół ma wizję jak powinno się grać współczesną muzykę heavy metalową, z naciskiem na power metal, jeśli chodzi już o szufladkowanie i jest to świeże spojrzenie na ten rodzaj muzyki. Nie liczy się już łojenie, ostre riffy, choć i takich tutaj nie brakuje, nie liczy się darcie mordy, ale liczy się piękno w same sobie. I jestem jak najbardziej za, bo nie wszyscy muszą łoić bo i taka muzyka jest nam potrzebna. Jasne zaraz ktoś powie, hola zaraz ale już wstęp nieźle kopie w tyłek. Oczywiście, że jest mocny kop w tyłek, ale to chwilowe, bo zespół woli potrzymać nas w niebłogim stanie, otulić tym ciepłym brzmieniem i nie banalnymi melodiami. Mimo piękna,wciąż słychać z jaką muzyką mamy do czynienia i to też jest niezwykły sukces zespołu. „Finest Hour” to piękno i moc w jednym. Słychać zadziorność, słychać energię i melodyjność, ale to wszystko otoczone jest pięknem i bajkowym klimatem. Wokal tez idealnie się wpasowuje w graną muzykę. „Worlds I failed to stay”, to kolejny piękny utwór. Podoba mi się riff oraz klawisze w tle. I znów dużo spokoju, znów dużo fajnych melodii, które nie sposób ogarnąć w jednej chwili. Zajebiście plecom się ze sobą różne tempa. To trochę wolnego to zaraz szybciej. No te solówki to też brzmi pięknie, tak jakby ktoś chciał ukazać że gitara też nie zawsze musi być oznaką dzikości. Czyż refren tego utworu nie jest piękny i taki roztapiający. „Fal from the grace” to kolejne mocne i zarazem piękne uderzenie. Tutaj wysuwają się piękne melodie wygrywane przez gitary. I z każdym utworem wokalista bardziej mi się kojarzy z Jornem Landem. Może nie tak do końca, ale nie które kwestie w podobny sposób śpiewa. 'Where We started” jest to przykład, gdy inni pocą się nad tworzeniem pięknych i ciekawych melodii, temu zespołowi przychodzi to bez jakiś problemów. Słychać to właśnie w tym utworze. Proszę posłuchać tej niesamowitej aranżacji podczas solówek, klawisze i gitary i na kolana. „Breaking the curse” też oferuje piękny klimat, ale i tutaj nie brakuje pomysłów na partie gitarowe, nie brakuje chwytliwych tekstów, wszystko znów jest zgrane perfekcyjnie. Nawet wolniejsze tempo, jest tutaj idealnie dopasowane. Dalej jest podobnie, ale przy takim „Regeneration” - zespół jeszcze bardziej dokłada do pieca i jest coraz mocniej, chyba jeden z takich bardziej energicznych utworów na płycie, który udowadnia że w bajkowym świecie jest miejsce na spontaniczność. No i takie same opinie można napisać o kolejnych utworach magia.
Oczywiście w pięknym świecie, przepełnionym magią i bajkowym klimatem, nie mogło zabraknąć nastrojowej ballady, a taką właśnie balladą jest „Watch the wolrd Collapse” , w której główną rolę gra klimat i emocje,cała reszta z chodzi na drugi plan. Nie oznacza to wcale, że nie ma fajnych melodii, czy wzruszającego refrenu, to trzeba posłuchać samemu i dać się ponieść tej kompozycji. Nie zabrakło też mocnych, zadziornych kompozycji takich jak „Take you over”. W dalszym ciągu jednak wszystko jest wyważone, dalej jest piękno, ale taki utwór już porwać może nawet tych, którzy doszukują się łojenia. Najszybszym wg mnie utworem na tym albumie jest „Forgotten forever”, który jest najlepszym utworem, żeby sprawdzić czy to jest właśnie album dla nas. Zachwyt jest, ale album zawiera tyle motywów, tyle melodii, że konieczne będzie kilka odsłuchów, żeby w pełni poznać album.
Jeśli szuka ktoś czegoś więcej niż łojenie, czegoś magicznego, bajecznego, coś co uderzy w emocje i serce to może śmiało sięgnąć po ten album, reszta nacji dla których liczy się dzikość i ściana mocnych dźwięków może sobie darować, bo może nie dostrzec piękna tego albumu. Płyta jedyny w swoim rodzaju, póki co w tym roku. 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz