sobota, 18 czerwca 2011

POWERWOLF- Bible of the Beast (2009)



Gdyby ktoś rok temu powiedział by mi, że młody Powerwolf grający power metal prosto z Niemiec zajdzie tak wysoko w tym roku za sprawą Bible of The Beast to bym nie uwierzył.
Bo zespół istnieje od roku 2003 i na swoim koncie miał 2 albumy :Return In Bloodred, który jakoś nie przyniósł im sławy oraz Lopus Dei, który jednak nieco namieszał w roku 2007. I choć również i ja byłem oczarowany tym albumem z 2007 to jednak wątpiłem w to czy naprawdę ich stać, żeby nagrać przynajmniej coś równie bardzo dobrego, oczywiście moje obawy były bezpodstawne. Powerwolf po dwóch latach wraca z genialnym albumem- Bible of The Beast i choć w tym roku jak na złość nie było zbytnio wylewu w gatunku power metal, to jednak muzycy z Niemiec pozostawili konkurencję daleko w tyle.
Tyrani gatunku jak choćby Gamma Ray, Primal fear czy też Stratovarius mogą pomarzyć o takim albumie.

Powerwolf nagrał album wręcz wybijający się z tłumu, ano dlatego, że dopieścili swój materiał w każdym calu czy to produkcja, melodie, chórki,klawisze czy też ogólne wykonanie poszczególnych utworów. Słychać, że włożyli w tę pracę sporo serca i nie poszli na łatwiznę .
Co ma takiego czego brak innym? Kościelny, momentami mroczny klimat, niesamowitą melodyjność, refreny ,które wręcz wybijają się spośród tych obstukanych już refrenów o metalu, walkach czy też kosmitach. Nie jednemu się już to przejadło, a Powerwolf wtopił się trochę w religijne rejony, które są i o wierze w Boga, i trochę o szatanie i takich różnych kwestiach z tego pogranicza . Trzeba przyznać, że pomysłowości im nie brakuje, a jeśli nie wierzycie to zobaczcie ich image.
To tyle tytułem wstępu....

Czym jest album bez szaty graficznej? Ano niczym, a zespół zadbał nawet o ten drobny szczegół, bo okładka wręcz idealnie pasuje do zawartości jak i do tytułu.
A ta mroczna okładka kryje pod sobą 12 utworów, zróżnicowanych, ale utrzymanych na cholernie równym poziomie na tyle, że będziecie mieć problem wyłonić jakiś jeden z najlepszych utworów!
Pewnie martwi was, że aż tyle utworów,co? Wiem, bo sam niekiedy mam taki problem, ale gdzie jak gdzie tutaj wydaje się, że mogło być nawet o jeden lub dwa utwory więcej, bo słuchacza w ogóle to nie nudzi.
Tak jak to bywa w większości przypadkach, żeby zbudować nastrój, album otwiera znakomity „Prelude to Purgatory” i to jest przykład genialnego intra moi drodzy.
Prawdziwa jazda zaczyna się od kolejnego utworu „Raise Your Fist Evengelist”, który jest dla mnie perełką na tym albumie. Mamy tutaj prawdziwy popis nie tylko wokalny czy też gitarowy ,ale i ... chórku o czym można się przekonać już na początku utworu.
Tak, niezwykła sekcja rytmiczna, niezwykłe tempo czy też podniosły refren to jedne z wiele atutów tego kawałka.
I choć pierwszy utwór był taki nieco mocniejszy, o tyle”Moscaw Of the dark” jest postawiony jakby bardziej na klimat .Cały album jest tym przepełniony, ale tutaj jest jakby dominacja klimatu! Trzeba też wspomnieć, że mamy tutaj mieszankę języka angielskiego i ... niemieckiego. Choć usłyszeć to jest też nie łatwo.
Po za tym kawałek kryje w sobie dwa oblicza : pierwsze jakby nieco wolniejsze oraz drugie szybkie . Co mnie jednak drażni to, że przez wielu ten utwór został okrzyknięty najsłabszym utworem! Oczywiście niesłusznie !
Dwa świetne utwory za nami, ale na tym nie koniec, bo „Panic in The Pentagram” to dobry materiał na definicję power metalu . Szybkie tempo, melodyjne partie gitarowe oraz chwytliwe frazy śpiewane przez Attila, który jest mocnym ogniwem tego albumu jak i zespołu.
Numer 5 to”Catholic in the morning... satanist at night „ to kolejna perełka na tym albumie. Perfekcja to pierwsze słowo jakie mi się nasuwa odnośnie tego utworu.
Niesamowicie dopasowali sekcje rytmiczną do warstwy wokalnej.
Tak jak w poprzednich utworach tak i tutaj zespół zadbał o zmiany temp ,raz mamy mocne granie gdzie po jakimś czasie jest szybciej.
Co jeszcze mnie rajcuje w tym utworze to tekst oraz chwytliwy refren.
Brakuje wam power metalowych torped? Nie ma się co martwić na zapas ,panowie zadbali o wszystkich, a dowód to oczywiście”Seven deadly Saints” i jeśli ktoś się obraca w power metalu to nie może olać tego kawałka, bo jest tutaj wszystko co powinien mieć killer z tego gatunku!A ja tutaj pozwolę sobie wyróżnić te niszczące solówki!
Sporo skojarzeń mam w przypadku ”Werewolves of Armania”, a najwięcej z Niemieckim Gengis Ghkan, ale co jak co, są one tutaj na plus! Bo miło jest coś wykorzystać,nadać mu nowego znaczenia. A im się to udało.
Jeśli spodobało ci się szybsze utwory w wykonaniu tego zespołu, to powinien ci się spodobać kolejny utwór „We Take The Church By storm”, bo jest to znów power metalowa torpeda, charakteryzująca się niesamowitym pomysłowością , która przewija się od klawiszy, chórki aż po melodie. Takich utworów zawsze słucha się z przyjemnością. I doszliśmy do „Reseruction by Erection”, który został przez wielu naznaczony jako najlepszy utwór na płycie! Ale to już wg mnie kwestia indywidualna, bo każdy ma różny gust,ale obiektywnie oceniając ten utwór to jednak im się nie dziwię,bo kawałek ma w sobie coś co przyciąga i co ciekawe zostaje w głowie na dłużej. Może to przez ten chwytliwy refren? Wszystko możliwe.
Wiecie czym mnie najbardziej imponuje ten album? Ano tym , że mamy przebój za przebojem , killer za killerem i każdy z nich na wagę złota, a to dość ciężko osiągalne zarówno w tym gatunku jak i w innych, za to szacunek dla muzyków. A dowodem na to są kolejne dwa wielkie przeboje „Midnight Messiah „ oraz „St Satans Day”.
A album zamyka najdłuższy utwór „Wolves Againts The World” to punkt kulminacyjny tego albumu, w którym zostało zawarte wszystko i jeśli ma ktoś wątpliwości co do tego czy sięgać czy nie i nie wie co jest grane na tym albumie, to ten utwór jest takim jakby podsumowaniem wszystkiego.
Szczerze miałem wątpliwości, że nie dadzą sobie rady z ostatnim utworem, że będzie nudny ze względu na to, że większość pomysłów wykorzystali, że było podrząd 11 killerów. No miałem obawy, ale ten utwór je natychmiast rozwiał.
A sam kawałek jest jednym z wolniejszych na płycie, ale czy to go od razu skreśla? Jasne, że nie, tym bardziej, że nie jest to jakaś nudna ballada czy popowy singiel.
To jest moi drodzy prawdziwe mocne zakończenie albumu i lepiej nie można było tego zrobić.

Jak zapewne czytaliście powyższy akapit to widać ,że nie mamy do czynienia z jakimś pierwszym z brzegu albumem, ale moi drodzy to jest z najważniejszych albumów tego roku i to nie tylko w gatunku power metal! Zespół zaprezentował inne oblicze power metalu, że nie trzeba wiecznie śpiewać o elfach lub czarodziejkach, że nie trzeba mieć tuzin szybkich i ostrych utworów wzorowanych na wielkich zespołach. Tak właściwie to przywrócili moją wiarę w ten gatunek, że jednak można jeszcze nagrać naprawdę świetny, wręcz genialny album power metalowy wypełniony po brzegi niesamowitymi przebojami, które przetrwają nie tylko ten rok, bo takich utworów nie sposób zapomnieć.
Wątpię, żeby ktoś im zagroził, bo wydając Bible Of The Beast pozostawili praktycznie wszystkich w tyle, a inni weterani nie są wstanie ich przebić.
Gdy tak patrzę na pochlebne opinie i gdy tak słucham sobie tego albumu to przychodzi mi taka myśl : Cała Nadzieja w młodym pokoleniu!
Nie słyszałeś jeszcze tego albumu? To czym prędzej zabieraj się za słuchanie!
Nota : 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz