wtorek, 16 lutego 2021

DURBIN - The beast awakens (2021)

Talent show też może być miejscem do narodzin gwiazdy. Nawet gdy mówimy o muzyce heavy metalowej. Kiedyś w szwedzkim the voice śpiewał Christian Eriksson, który później został wokalistą Twilight Force. W roku 2011 amerykański wokalista James Durbin zajął 4 miejsce w dziesiątej edycji amerykańskiego idola i tak rozpoczęła się jego muzyczna kariera. Zagrał na jednej scenie z Judas Priest też jeszcze podczas Idola, a potem został wokalistą Quiet Riot. Pełnił rolę wokalisty tej kultowej kapeli przez dwa laty. Teraz James Durbin ma swój własny band sygnowany nazwą Durbin. W tym roku przyszedł czas na debiutancki album, który ukazał się pod skrzydłami Frontiers Records.  "The beast awakens" to wycieczka w klasyczne granie, gdzie spotyka się heavy metal i hard rock. To pozycja obowiązkowa dla fanów Dio, Dokken, Iron Maiden, czy Judas Priest.

Durbin jak się okazuje jest nie tylko utalentowanym i wszechstronnym wokalistą, ale też pomysłowym kompozytorem i gitarzystą. W skład zespołu wchodzi basista Barry Sparks, który grywał u boku wielkich gitarzystów. Z kolei perkusistą został Mike Vanderhule, który również może się pochwalić niezłym cv. Na płycie nie zabrakło też ciekawych gości, którzy odpowiadają za partie gitarowe czy solówki. No i jest jeszcze Fozzy, jednak to wszystko to jest pikuś. Tutaj tak naprawdę gwiazdą jest Durbin. Przez cały album błyszczy i wciąga w ten swój świat, który wykreował. To hołd dla wielkich kapel, hołd dla muzyki metalowego i hard rockowej. Słychać, że ten album zrodził się z pasji i miłości do takich wielkich zespołów jak judas priest czy Dio. Cały album trzyma wysoki poziom i porywa słuchacza w całości. W dodatku dostajemy dobrze wyważone brzmienie, które nasuwa lata 80 i klimatyczną okładkę.

Odpalamy płytę i atakuje nas mocny i wyrazisty riff "the prince of metal". Brzmi to bardzo klasycznie i oldschoolowo. Z jednej strony dostajemy patenty Black Sabbath czy Judas Priest, a z drugiej pełno rycerskiego klimatu. Dalej mamy mroczny i nieco bardziej zadziorny "Kings before You" i ten refren to przejaw geniuszu. Durbin dobrze czuje klasyczny metal i daje upust swojego talentu.Jest też lekkość i duża dawka hard rocka w "Into the flames", który nieco przypomina twórczość Dokken. Kto kocha epickość i dokonania Dio ten polubi marszowy "The Sacred Mountain". Dobrze wypada też nastrojowy i przebojowy "Evil Eye". Durbin imponuje pomysłowością w epickim "Riders on the wind" i agresywnością "Calling out for midnight". Ten drugi utwór to kwintesencja metalu i znakomity hołd dla Judas Priest. "Rise to Valhalla" to prawdziwa petarda i znakomity finał tej jakże dobrze wyważonej płyty.

Przebudziła się bestia. Durbin pokazał się z jak najlepszej strony i stworzył płytę bardzo metalową i bardzo klasyczną. Słychać, że Durbin wychował się na wielkich kapelach jak Dio i Judas Priest i dla nich nagrał ten album. To prawdziwy hołd i szacunek dla tych wielkich kapel i my słuchacze też na tym korzystamy. Warto posłuchać to co gra w duszy Durbina i jest to jedna z ważniejszych premier roku 2021.

Ocena: 9/10
 

5 komentarzy:

  1. Dobre ! Dwa kawałki w sieci dostępne i oba świetne. Jeśli chodzi nawiązania do klasycznego ,,heavy metal,, to polecam najnowszy krążek Megaton Sword.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sensie debiut z 2020? No chyba że coś nowego w tym roku wydają? Tak znam i też była recenzja na blogu. Mocno przypomina manilla Road i tak również ciekawa plyta

      Usuń
  2. Tak z 2020 r. W takim razie przegapiłem, a póki co jest to album, którego najczęściej słucham w nowym roku.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie zachwyca, dość miałki i bez wyrazu jak dla mnie

    OdpowiedzUsuń
  4. W lutym dwa kawałki z płyty, a teraz reszta, no i jak dla mnie bomba ! Uwielbiam takie ,,wydzieranie,, się, Durban śpiewa niczym młodziutki Dio. Kapitalne gitary i wszystkie utwory równiusieńkie, nic nie odstaje. Jest to w tej chwili płyta, której słucham najczęściej.

    OdpowiedzUsuń