piątek, 26 lutego 2021

KATANA CARTEL - The sacred oath (2021)


 Co za świetna okładka i taka w stylu power metalowych kapel. Jednak tym razem mamy do czynienia z albumem w klimatach heavy metalu i hard rocka. Tak to kolejny band, który czerpie z lat 80, jednak ta młoda formacja może się pochwalić tym, ze stara się stworzyć własny styl. To nie kolejna kapela, która robi kopiuj wklej. Katana Cartel to australijska formacja, która powstała w 2012r i choć w ich muzyce słychać echa Judas Priest, Wasp czy Dokken, to jednak mają pomysł na siebie. To czyni ich debiut zatytułowany "Sacred Oath" niezwykle wartościowym albumem.

Ta płyta to nie tylko piękne opakowanie w postaci znakomitej okładki, to również uczta dla ucha. Oj dzieje się tutaj sporo dobrego. Steven Falkingham to rasowy wokalista, który nadaje całości klimatu lat 80. Utalentowany wokalista, który potrafi śpiewać i nadać utworom charakteru. Trzeba przyznać, że znakomicie dogadują się gitarzyści Dylan i Rob. Jest klasycznie, z polotem i niezłą dawką przebojowości. Panowie mają frajdę, a my prawdziwą ucztę. Ciężko się do czegoś przyczepić.

Pomówmy o zawartości. Płytę otwiera zadziorny "Air Raid", który przypomina mi twórczość Dream Evil. Mocny riff, zadziorne partie gitarowe i duża dawka przebojowości. Czego można chcieć więcej? Band z łatwością tworzy killery, a taki jest dynamiczny "bang Your head" i można tutaj znaleźć coś z Judas Priest. Idealny kawałek na koncerty. Zabawa gwarantowana. Band potrafi grać mrocznie i z nutką nowoczesności, co potwierdza "Dime a dozen".  Heavy metal pełną gębą dostajemy w prostym i marszowym "Fragile denial" i znów dostajemy nieco inne oblicze zespołu. Dużo klimatu lat 80 i starego Judas Priest dostajemy w przebojowym "granade". Całość wieńczy niezwykle energiczny i agresywny "Judge Shred". Panowie naprawdę wiedzą co chcą grać i robią to profesjonalnie.

Jakoś słowo "Debiut" nie pasuje mi do tej płyty i do tej kapeli. Całość brzmi dojrzale i przemyślanie. Panowie potrafią grać i to na wysokim poziomie. Uczta dla fanów heavy metalu i to jest jedna z tych płyt, do której będę na pewno często wracał. Nie ma to jak soczysty heavy metal z pazurem. Pozycja obowiązkowa dla prawdziwych maniaków takiego grania. Tyle w temacie.

Ocena: 8.5/10

1 komentarz:

  1. Podoba się podoba. Mam wrażenie, że momentami wokalista mocno zapatrzony w Jamesa Hetfielda.

    OdpowiedzUsuń