niedziela, 16 maja 2021

EDU FALASCHI - Vera Cruz (2021)

Tego nazwiska fanom power metalu nie trzeba przedstawiać. To jeden z najważniejszych brazylijskich muzyków i jeden z najbardziej utalentowanych wokalistów.  Ostatnio było jakoś cicho jeśli chodzi o nową muzykę Edu Falschiego, ale teraz to się zmieni. Była znakomita trasa Rebirth of shadows gdzie Edu grał kawałki z "Rebirth" czy 'Temple of Shadows", czyli z kultowych płyt Angry.  Okres Angry to był najlepszy okres Edu, gdzie błyszczał i stworzył najlepsze kawałki, które po dzień dzisiejszy czarują swoim klimatem i aranżacjami. W almah też tworzył ciekawą i intrygującą muzykę. W roku 2016 zawieszono działalność Almah to też Edu oddał się karierze solowej. No i troszkę czasu minęło, ale w końcu jest "Veraz Cruz". Edu zrobił to na co czekali fani, czyli zabiera nas w świat muzyki, który przypomina czasy "temple of shadows" czy "Rebirth".

Mimo upływu czasu to wciąż sieje zniszczenie swoim głosem i na nowej płycie znajdziemy spokojne, romantyczne partie, jak i te iście power metalowe. Płyta jest urozmaicona i zawiera wszystko to co najlepsze w klasycznym stylu Angra. Na pochwałę zasługuje Diogo Mafra i Roberto Barros, którzy stworzyli znakomity podkład gitarowy pod głos Edu. Panowie grali już razem podczas trasy "Rebirth of shadows" i ten klimat został też uchwycony na nowej płycie. "Vera cruz" jest naszpikowana power metalem, ale też i progresywnością, przebojowością, podniosłością i świeżością. Znajdziemy tu pomysłowe melodie, złożone i pokręcone partie gitarowe, ale też klimat. Jest efekt "Wow", bo dawno Edu nie był w takiej formie i dawno nie mieliśmy tak świetnie podanej muzyki oddające klimat klasycznych płyt Angra.

Zaczyna się od klimatycznego intra "Burden", ale cios dostajemy od razy w energicznym "The Ancestry". No i to moi drodzy jest klasyczny power metal i najlepsze ujęcie stylu Angra. Kawałek opiera się na rozpędzonym riffie i złożonych partiach gitarowych. Panowie dają czadu, a ja jestem w szoku, bowiem utwór brzmi jakby powstał podczas tworzenia "Temple of shadows". Więcej progresywności znajdziemy w pomysłowym "Sea of uncertainties", który zaskakuje stylistyką i ciekawymi aranżacjami. Tak to kolejny killer, a to dopiero początek. Edu potrafi też zabrać nas w rejony romantycznego, rockowego grania i tak jest w balladowym ""Skies in your Eyes", który momentami kojarzy się z hitami Avantasia. Dużo power metalowego kopa znajdziemy w przebojowym "Crosses" i znajdziemy tutaj nie tylko odesłania do klasycznego Angra, ale też Helloween, a nawet czasami Iron Mask. Te neoklasyczne zagrywki gitarzystów dodają uroku. Progresywny "Land Ahoy" to kolejny ukłon w stronę Angra, choć tutaj dużo jest ozdobników i troszkę band za mocno przekombinował moim zdaniem. Jednak to wciąż granie na wysokim poziomie. Imponuje też dynamika i podniosłość w rozpędzonym "Mirror of Delusions". No Edu postarał się i serwuje to na co fani czekali od lat i to jest naprawdę miła niespodzianka.  Dalej mamy jeszcze zadziorny i progresywny "Face of the storm". Znów dostajemy ciekawą mieszankę epickości, podniosłości i progresywności. Oczywiście to znakomity kawałek dla fanów Helloween czy Angra.

"Vera Cruz" to album, który identyfikuje Edu i jego styl. Nic więc dziwnego, że mamy tutaj sporo odesłań do Almah czy Angra. Dostajemy tutaj album, który klimatem i wykonaniem mocno przypomina "Temple of Shadows" Angra, co jest tylko atutem. Dobrze widzieć, że Edu nie marnuje swojego głosu i talentu i dalej tworzy nową muzykę. Pozycja godna uwagi!

Ocena: 8.5/10
 

1 komentarz:

  1. kaszubski hacjendero2 sierpnia 2021 12:10:00 CEST

    Wreszcie otrzymałem płytę. Po ponad miesiącu trafiła wreszcie z Argentyny w popękanym pudełku. Ale to nic. Zawartość płyty...coś pięknego. Jestem zachwycony. Dla mnie pełna dycha.

    OdpowiedzUsuń