sobota, 23 stycznia 2021

LABYRINTH - Welcome to the absurd circus (2021)

 

Wiedziałem, że włoski Labyrinth jest jednym z najlepszych power metalowych zespołów i stać ich na nagranie równie świetnego krążka co poprzedni "Architecture of God" z 2017r. Nie sądziłem jednak, że są wstanie przebić poziom tamtej płyty, które i tak wciąż jest jednym z najlepszych albumów w dyskografii Labyrinth. "Welcome to the absurd circus" to 9 wydawnictwo grupy i pierwsze z nowym perkusistą Mattem Peruzzi. W czym tkwi potęga nowego albumu włochów?

Panowie z Labyrinth to doświadczenie muzycy, którzy żyją progresywnym power metalem i ta muzyka żyje w nich. Nie muszą niczego udawać, ani też odnajdywać się na nowo, bowiem mają swój styl, swój świat i dzięki temu błyszczą. Nie muszą niczego zmieniać, bo wszystko jest perfekcyjne. Nowy album to nie tylko frajda dla miłośników chwytliwych melodii, to nie tylko kopalnia hitów, ale to też krążek, który łączy nowoczesność z tradycyjnością. Band momentami brzmi jak Sacret Sphere czy Queensryche, a czasami czuję się jakbym odpalił album Helloween czy Gamma Ray. Band idealnie to wszystko wyważył i stworzył dzieło idealne w swojej konwencji. Znajdziemy tu wszystko, a nawet coś więcej. Jest bowiem świetny, tajemniczy klimat i duża dawka emocjonalnych dźwięków. Klawiszowiec Oleg zadbał o ciekawą atmosferę i tajemniczą otoczkę. Z kolei Andrea i Olaf zaostrzyli swoją współpracę i jest tutaj jeszcze więcej finezyjnych solówek i ostrych riffów. Panowie zaskakują świeżością i techniką, a to przedkłada się na jakość płyty. Jest jeszcze jeden czarodziej, a mianowicie niezniszczalny Roberto Tiranti. Wokalista światowego formatu i nic więcej nie trzeba dodawać.

Wstęp mocny i wyrazisty. Mamy progresywne elementy w "The absurd circus", ale są miłym dodatkiem. Tutaj mocny riff, ostre zagrywki i piękno power metalu czynią ten kawałek killerem. Jest nowocześnie, a zarazem klasycznie. Zaskakuje energiczny riff w rozpędzonym "Live Today". Mamy echa starego dobrego Helloween czy nawet Lost Horizon. Jednak można jeszcze grać power metal w klasycznym stylu i nie robiąc ubogiej kalki. Co za moc i świeżość. Ciekawie wypada nastrojowy "one last chance", który utrzymany jest w stonowanym tempi i z dużą dozą progresywnego metalu i hard rocka. Oj panowie potrafią wywołać emocje u słuchacza. Band urozmaica swój materiał i to kolejna zaleta tego wydawnictwa. "As long as it lasts" to kompozycja niezwykle melodyjna,  złożona i pełna zadziorności. Jest emocjonalnie i progresywnie, a band idealnie dobiera swoje melodie. Kolejny killer na płycie to urozmaicony i przebojowy "den of snakes". Znów ta sam receptura. Energiczny riff, złożona konstrukcja i chwytliwy, wciągający refren. Świetnie się tego słucha. Klasycznie brzmi też agresywniejszy "Worlds Minefield" i band błyszczy tutaj. Jeszcze więcej power metalu dostajemy w rozpędzonym "The unexpected" i jest to power metalu pokroju Gamma ray czy Primal Fear. Jeden z najlepszych utworów jakie stworzył Labyrinth. Jest moc! Idealnie wpasował się cover Ultravox, czyli "Dancing with tears in my eyes". Znakomita aranżacja i brzmi to naprawdę świeżo. Nawet ballada "A reason to survive" imponuje pomysłowością i klimatem. Ostatni killer na płycie to przebojowy "Finally Free". Power metal pełną gębą i to taki z najwyższej półki.

Labyrinth jest na fali i nie kryje tego. Po raz kolejny nagrali dobrze wyważony album, który jest nie tylko przebojowy i urozmaicony, ale też bardzo emocjonalny. To nie jakaś tam słodka papka, która niczym nie jest wstanie poruszyć słuchacza. Piękna płyta, która oddaje to co najlepsze w power metalu. Labyrinth to jeden z najlepszych zespół power metalowych jakie obecnie działają i to jest prawda.

Ocena: 10/10


1 komentarz:

  1. W sieci dostępne są dwa kawałki z tej płyty, jeżeli cała jest taka to naprawdę rewelacja. Uwielbiam te progresywne wstawki we wszystkich rodzajach metalu, chociaż za prog rockiem w czystej postaci nie przepadam. Kapitalne jest tu wszystko, vokal, gitary, klimat...

    OdpowiedzUsuń