wtorek, 19 stycznia 2021

WIZARD - Metal in my head (2021)

My metalowcy tak już mamy, że w głowie tylko nam heavy metal. To nasze źródło energii, nasz powód do radości i sens naszego życia. To prawdziwy styl życia. Mam wrażenie, że najnowsze dzieło niemieckich weteranów Wizard to taki hołd dla heavy metalu. To wizytówka ich stylu, a także oddanie tego co najlepszego epickim heavy/power metalu. 4 lata czekania, ale warto było czekać na 12 album zatytułowany "Metal In My head".

Jak ten czas leci, prawda?  Kapela działa od 1989r i przez te wszystkie lata trzyma poziom i nigdy nie nagrała albumu, którego mogliby się wstydzić. Nowy album to nic nowego. Dostajemy to do czego nas band przyzwyczaił przez te wszystkie lata. Wysokiej klasy epicki heavy metal z domieszką power metalu i to band, który mocno czerpie z Manowar i to się nie zmienia. Cieszy mnie, że band nie kombinuje i dalej gra swoje. To ważna cecha w przypadku Wizard. Warto wspomnieć, że "Metal in my head" to pierwszy album z gitarzystą Tommym Hartungiem w składzie. Trzeba przyznać, że spisał się i dopasował się do stylu grupy. Razem z Michaelem Maassem dają czadu i na nowej płycie roi się od chwytliwych melodii i soczystych riffów. Panowie nie żartują i wydają naprawdę udany album pod szyldem Wizard. Czy ta marka kiedykolwiek zawiodła? Otóż nie.

Czuje niedosyt jeśli chodzi o okładkę, która jakoś specjalnie nie zapada w pamięci. Brzmienie jest podobne do tego z "Fallen Kings" tak więc nie ma tutaj eksperymentowania. Sama zawartość zachwyca przebojowością i dynamiką. Dobrze się tego słucha i przypominają mi się klasyczne albumy tej formacji. Klimatycznie i epicko zaczyna się "I bring the light into the dark" i na dzień dobry mam ciary. Jest mocno, szybko i zadziornie. Klasyczny Wizard i pierwszy przebój na płycie zaliczony. Taki Wizard kocham i super że dostałem to na co czekałem. Znajomo brzmi też rycerski "Metal Feast" i band znakomicie wplątuje patenty Manowar. Całość brzmi klasycznie i nawet solówki mają klimat lat 80. Kolejny killer na płycie zanotowany. Płytę promował tytułowy "Metal in my head" i tutaj band zabiera nas w rejony "Odin" czy "Thor" i taki kierunek bardzo mi odpowiada. Prawdziwy hymn heavy metalowy i band pokazuje w jak świetnej formie jest. Już widzę jak ten kawałek sprawdzi się na koncertach. Riff i melodyjność w "Victory" po prostu wgniata w fotel. Co za dynamika i moc wybrzmiewa w tym kawałku. Jednak tutaj po mocnym wstępie dominuje epickość i marszowe tempo. Ach te zaloty pod Manowar! Brawo Wizard ! W podobnych klimatach utrzymany jest marszowy "30 years of Metal", choć tutaj już nie ma takiego szoku jak przy wcześniejszych utworach. Prosty riff i podniosłe chórki nadają uroku rozpędzonemu "We Fight". Oj dzieje się tutaj i band pokazuje pazur. Lata lecą, a oni wciąż w szczytowej formie. Imponujące i w sumie mało kto tak wiernie oddaje styl Manowar. Wiele emocji niesie ballada "Whirlewolf", który jest udanym coverem Feanor. Manowar z lat 80 wybrzmiewa w epickim i rycerskim "Years of War".  Pewnie się powtórzę, ale znów klasyczny Wizard. Na taki metal w stylu Manowar warto czekać, a Wizard jest specjalistą w takim graniu.Numer 9 na płycie to kolejny szybki killer, czyli "Firesword". Całość wieńczy stonowany i marszowy "Destiny" i to dobre podsumowanie tej świetnej płyty.

"Metal in my head" to klasyczny album Wizard. Jest tu wszystko do czego nas band przyzwyczaił na przestrzeni lat. Mamy epickie kawałki, jak i szybkie petardy. Sven D'Anna wciąż zachwyca świetnym głosem. Sam materiał zachwyca klasycznymi rozwiązaniami i klimatem Manowar. Wizard w szczytowej formie i znów świetny album na ich koncie. Tej premiery nie można pominąć !

Ocena: 9.5/10
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz