niedziela, 24 stycznia 2021

DESTROYERS - Noc królowej żądzy (1989)


 Znów piękna i klimatyczna okładka autorstwa Jerzego Kurczaka i już wiadomo że to kolejny klasyk polskiego heavy metalu. "Noc królowej żądzy" to ponadczasowy album, który jest ważny nie tylko dla Destroyers, ale też dla naszej polskiej sceny metalowej.  Destroyers to formacja z Bytomia, która powstała w 1985 roku. Swoim stylem mocno przypominał oczywiście inne wielkie polskie zespoły takie jak Dragon czy Wolf Spider. Debiut "Noc królowej żądzy" ukazał się w 1989r i z miejsca stał się klasykiem. To znakomita uczta dla fanów heavy/speed i thrash metalu, a najlepsze jest to że słyszę tutaj echa Mercyful Fate i to pewnie przez popisy wokalne Marka Łozy, który pełni funkcję basisty i właśnie wokalisty.

Przepiękna i mroczna okładka to nie jedyny atut tego klasyka. Surowe i brudne brzmienie nadaje odpowiedniej autentyczności i drapieżności.  Liderem tutaj bez wątpienia jest Marek Łoza, który ma ciekawą manierą wokalną i jego wysokie rejestry i falsety przyprawiają o dreszcze. Słychać styl przesiąknięty Kingiem Diamonda, co jeszcze dodaje uroku całości. Adam Słomkowski też dał się poznać jako utalentowany gitarzysta i nie brakuje mu odpowiedniej techniki i pomysłowości. Szkoda, że zagrał tylko na debiucie.

Na pewno wbija w fotel mroczne otwarcie płyty w postaci "Intro". Mam ciary, a to dopiero początek. Pierwszy killer na płycie to "Straszliwa Klątwa" i ten utwór ma wszystko czego można sobie zażyczyć. Szybkie tempo, ostry riff, melodyjne partie gitarowe i znakomitą mieszankę heavy/speed i thrash metalu. Słychać nie tylko echa naszych kultowych zespołów, ale też kolegów z zagranicy. Jest coś z wczesnego Kreator, czy Slayer, ale nie tylko. Band imponuje tutaj techniką i pomysłowością, a taki "Zew Krwi" wgniata w fotel i momentami faktycznie przemyca coś z mercyful Fate, czy wczesnego Helloween z okresu Kaia na wokalu. Najdłuższy na płycie jest rozbudowany i klimatyczny "Caryca Katarzyna" i znów band zaskakuje ciekawymi melodiami i partiami gitarowymi. Co za moc, co za agresja. To jest to! Znakomicie sprawdza się nieco bardziej heavy metalowy "Wino i Sex", a Destroyers pokazuje jak elastyczny jest.  Ileż agresji i technicznego thrash metalu dostajemy w rozpędzonym "Noc królowej żądzy" i ten utwór idealnie definiuje styl Destroyers i oczywiście całej polskiej sceny metalowej z z przełomu lat 80 i 90. Sporo tutaj wciągających i pełnych polotu partii gitarowych i to potwierdza nie tylko tytułowy kawałek, ale też zadziorny "Królestwo zła". Zapadają w pamięci chórki i tekst "musisz". Każdy utwór wyróżnia pomysłowy riff i tak też jest z "Świątynia rozkoszy" . Uczta dla fanów technicznego thrash metalu i Destroyers nie brzmi tutaj jak debiutant. To już jest klasa światowa. Całość zamyka melodyjny i rozpędzony "Bastard" i to idealne zwieńczenie całości.

"Noc królowej żądzy" to kolejny klasyk polskiej sceny metalowej. Ponadczasowy album, który nie stracił na swojej świeżości i atrakcyjności. Mimo upływu czasu wciąż zachwyca i przyciąga nową rzeszę fanów, którzy będą odkrywać piękno tej płyty i polskiego metalu. Cieszy fakt, że kapela istnieje i ostatnio wydała nowy album. Do debiutu jednak startu nie ma. Perfekcja!

Ocena: 10/10

1 komentarz:

  1. Nigdy nie strawiłem twórczości tego bandu, ale tylko przez wokale. Dla mnie te falsety brzmią po prostu kuriozalnie, chce mi się rechotać jak je słyszę :)

    OdpowiedzUsuń