wtorek, 12 stycznia 2021
THERION - Leviathan (2021)
Szwedzki Therion miewał różne etapy w swojej działalności. Rockowa Opera, granie w okolicach death metalu, czy symfoniczny metal, a nawet heavy/power metal. Kapela działa od 1988r i lider grupy Christofer Johnsson to prawdziwy mózg tej całej operacji. To on układa kawałki, partie gitarowe i prowadzi band według swojej recepty. Co by Therion nie grał, to zawsze będzie Therion i ten ich charakterystyczny styl jest po prostu rozpoznawalny. Jeśli o mnie chodzi, to najbardziej odpowiada mi styl jaki prezentowali na Lemuria, Sirus B czy Sitra ahra. Tak więc to ich heavy/power metalowe oblicze osadzone w symfonicznym klimacie najbardziej mi odpowiada. Jak się okazuje ich najnowszy, siedemnasty album zatytułowany "Leviathan" zabiera nas w tamte rejony. Dobry znak, bowiem ostatnie dzieła Therion po prostu nie zachwycały.
Tym razem Christof wysłuchał głosy fanów i nagrał album bardziej klasyczny, bardziej przebojowy i przede wszystkim bardziej metalowy. Brzmi to naprawdę dobrze, ale niestety nie jest to może majstersztyk pokroju wcześniej wspomnianych klasyków. Dużym plusem jest mocne, soczyste brzmienie i klimatyczna okładka, które idealnie podkreśla klimat płyty. Jest spora zmiana względem ostatnich płyt i w końcu jest to album, który przypadł mi do gustu.
Już początek płyty idealnie pokazuje, że to zupełnie inna płyta niż te ostatnie i jest więcej metalu w tym wszystkim. "the leaf on the oak of fear" to chwytliwy utwór i faktycznie potwierdza się ta przebojowość na tej płycie. Therion zadbał o mocny, wyrazisty riff i niezwykłą podniosłość. Świetne otwarcie płyty. Ciekawe jest też to, że pojawia się gościnnie Marco Hietala z Nightiwsh w "Tuonela" i choć jest to utwór nieco spokojniejszy, to w dalszym ciągu jest metalowo i bardzo przebojowo. Lekki i nieco bardziej rockowy "Leviathan" zachwyca swoimi aranżacjami i chórkami, ale brakuje mi tutaj nieco większej mocy i pazura. Band przyspiesza w energicznym "Ai Dahka" i znów tutaj mamy symfoniczny metal najwyższej próby. W końcu therion stawia na mocne riffy i bardziej metalową stylizację, co mnie bardzo cieszy. Potem troszkę tempo siada i dopiero w fotel wgniata marszowy "Psalm of retribution". Na koniec dostajemy również pomysłowy, marszowy i pokręcony "Ten courts of Diyu". Cały czas Lori Lewis i Thomas Vikstrom imponują wysoką formą i ich partie wokalne są wysokiej klasy. Troszkę może nie równy materiał, ale i tak jest spora poprawa względem tego co ostatnio therion wydawał.
"Leviathan" to płyta na jaką czekali fani Therion i jest to płyta znacznie ciekawsze i bardziej przebojowa niż ostatnie wydawnictwa. Fani Sirus B czy Lemuria na pewno dość szybko odnajdą się na nowej płycie. Nie jest to jeszcze majstersztyk, ale bez wątpienia bardzo dobra i przemyślana płyta, na którą warto czekać i docenić. Oby kolejne płyty były również udane.
Ocena: 8/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Przyznam się do tego że jakimś wielkim fanem tej kapeli nigdy nie byłem. I co ? Ano to, że Leviathan leci teraz na okrągło w moich uszach. Co jest w tej płycie że tak mi podeszła. Przebojowość ? Tak. Majestatyczna? Tak. Chwytliwe riffy ? Tak. Wokale ? Tak. Szykuje się mi płyta roku. A ten dopiero się zaczął.
OdpowiedzUsuń