sobota, 23 stycznia 2021

HOLY MOTHER - FACE THIS BURN (2021)


 Jakoś nigdy nie było mi po drodze z Holy Mother. Niby są ważnym zespołem dla sceny amerykańskiej, ale wiecznie coś mi w nich nie pasowało. Płyty posłuchałem i jakoś nie zapadły w mojej pamięci. Kapela istnieje od 1994 r i już dawno wyrobił swoją markę, ale najśmieszniejsze jest to że ostatni album wydali w 2003r. Długa przerwa, ale warto było czekać, bo najnowsze dzieło zatytułowane "Face this Burn" to wg mnie najlepszy album w ich dość bogatej dyskografii.


Jest dobrze, ale do pełnej ekscytacji daleko i jak dla mnie muzyka zawarta na płycie jest za bardzo przekombinowana. Czasami band za bardzo kombinuje z  melodiami i aranżacjami. Wkrada się progresywność i próba bycia nowoczesnym. Nie zawsze to wychodzi Holy Mother. Na pewno mocnym punktem tej układanki jest wokalista Mike'a Tirelli, którym swoim głosem nadaje całości zadziorności. Idealny głos do heavy/power metalowej stylistyki. Gitarzysta Greg miewa dobre momenty gdzie wygrywa atrakcyjne melodie, ale są momenty że riffy są jakieś takie nijakie.

Klimatyczna okładka w klimatach s-f i soczyste, pełen dynamiki brzmienie to przykład, że band nie odwalił fuszerki. Sama zawartość jest solidna, ale mi czegoś tu do pełni szczęścia brakuje. Na przykład taki "Today" ma chwytliwy refren, ale sama konstrukcja mnie nie zachwyca. Niby jest agresywnie, ale jakoś tak ospale. Dobrze wypada zadziorny i przebojowy "Face this Burn". Na taki Holy mother warto było czekać. Lżejszy i nieco hard rockowy "Love is Dead' to kolejny chwytliwy kawałek, który zapada w pamięci. Trzeci utwór to "Legends" i to jest ten moment, w którym band zaczyna kombinować i na siłę brzmieć nowocześnie. Nie kupuję tego. Dalej znajdziemy nieco punkowy "The truth", ale sama konstrukcja i riff przypomina nieco Anthrax z ery Busha. Pomysłowy utwór i znów jest to mocny punkt płyty. Rasowy heavy/power metal dostajemy w energicznym "The river", który jest najciekawszym utworem na płycie. Szkoda, że cały album nie jest utrzymany w takim klimacie.

Holy mother wrócił z ciekawym albumem, ale chyba więcej z niego wyciągną prawdziwi fani tej amerykańskiej formacji. Jest to solidny heavy/power metal z pomysłowi melodiami i progresywnym zacięciem. Szkoda tylko że materiał jest troszkę nierówny i momentami nudny.  Mimo pewnych wad i tak utrzymuję, że to najciekawszy album Holy mother.

Ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz