czwartek, 24 listopada 2011

THEOCRACY - As the World Bleeds (2011)


Kiedyś mieszanie gatunków było nie do pomyślenie, ale dzisiaj już mnie nic nie zadziwi nawet etykieta christian epic progressive power metal jaka jest przyklejana do amerykańskiego THEOCRACY. Zespół został założony w 2002 roku z inicjatywy gitarzysty Matta Smitha i właściwie to był jedno osobowy projekt i tak też należy postrzegać debiut z 2003 roku. I każde wydawnictwo tego zespołu jakoś zawsze mnie odtrącało, aż do teraz kiedy wydali swój trzeci krążek zatytułowany „As The World Bleeds” i muzycznie mamy w dalszym ciągu miks power metalowych kapel z kręgu : EDGUY, HELLOWEEN, ICED EARTH z progresywnym światem wykreowanym przez SYMPHONY X, czy też DRAM THEATER. Nie jestem ani fanem tego zespołu i ani takich mieszanek, a jednak coś pękło we mnie i strasznie przypadło mi to zróżnicowanie gatunków i samego materiału. Właściwie mamy tutaj wszystko: długie utwory takie jak nastrojowy, monumentalny, z różnymi motywami „As The World Bleeds”. Mamy też jeszcze dłuższe kolosy jak choćby otwierający „I Am”, który jest w swojej konstrukcji, stylizacji nadzwyczajny i jedyny w swoim rodzaju. Genialny przykład, że można grać energiczny, nowoczesny, pełny przebojowości power metal, gdzie przeplatają się motywy symfoniczne, epickie, power metalowe, folkowe i muzycznie mamy tutaj praktycznie wszystko i co ciekawe nie ma chaosu i wszystko ładnie zostało splątane w całość. Jeśli tak ma brzmieć progressive power metal to jestem jak najbardziej za. Aha pamiętajcie, że i nastrój i emocje tutaj dają osobie znać. Takich bardziej nastrojowych kompozycji na tym albumie nie brakuje, wymienić należy tutaj także 7 minutowy „The Gift Of Music” z jakże atrakcyjną power metalową solówką. Energia, atrakcyjne melodie, power metal pełną parą to potęga tego albumu i tutaj jest dość pokaźna lista, którą tworzy rozpędzony „The Master Storyteller” z przebojowym refrenem, drapieżny „Nailed” z motywem nawiązującym do twórczości ICED EARTH, hansenowski „Hide In the Fairytale”,czy też „30 Pieces Of Silver” . Epickość najczęściej przejawia się w chórkach, czy tez w niektórych motywach i w tej roli sprawdza się nastrojowy „Drown”. I tak można bez końca słodzić, ale skupmy się na innej jakże istotnej rzeczy, a mianowicie solówkach. Słyszałem sporo albumów z tego kręgu i płyty, które mnie zachwyciły pod względem partii gitarowych, czy też solówek mogę policzyć na palcach jednej ręki, a ten album trafia do tego grona. To co wyprawia duet Val Allen Wood/ Jon Hinds przekracza wszelkie granice i tutaj zostałem jakże pozytywnie zaskoczony, jest pomysłowość, gracja, finezja i melodyjność. Warto wspomnieć że Wood podobnie jak basista Jared Oldham to nowy nabytek zespołu. Matt Smith jako wokalista jest również idealnie dopasowany do całości i poniekąd jest to kolejna zaleta tego albumu. Jest świeżość i lepsza organizacja. Są lepsze pomysły i całościowo w końcu zachwycił mnie ten zespół. Tak więc mamy album naszpikowany pomysłowością, przebojowością, energicznymi, ambitnymi solówkami, chwytliwymi refrenami, melodiami, do tego wszystko to podano w dopieszczonym brzmieniu. Perełka w swoim gatunku, który ostatnio przeżywa stagnacje. Ocena: 9.5 /10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz