czwartek, 8 grudnia 2011

DEXTER WARD - Neon Lights (2011)


Choć rozdział NWOBHM w heavy metalu został zamknięty, to jednak duch tamtego okresu, tej stylistyki wciąż jest utrzymywany przy życiu i wciąż powstają coraz to nowe kapele grające heavy metal wzorowany na działalności kapel z kręgu NWOBHM. W tym roku zadebiutował grecki DEXTER WARD za pośrednictwem swojego pierwszego pełno metrażowego albumu, który został zatytułowany „Neon Lights”. Kapela została założona w 2009 roku z inicjatywy byłych muzyków BATTLEROAR tj wokalista Mark Dexter i gitarzystę Monolis Karazeris. A skład zespołu uzupełnili basista John Tsimas, gitarzysta Akis Pestras oraz perkusista Stelios Darakis. Każdy z tych muzyków odwalił kawał dobrej roboty, tak dobrej bo poza przeciętnym graniem opartym na sprawdzonych, utartych nie znajdziemy w tym wszystkim za wiele oryginalności. Wokal dobry i większych emocji nie wywołuje,a le tak miało być, miało być bardzo w stylu lat 80 i ta sztuka się udała. Nawet patrząc na okładkę mam na myśli lata 80 i okres na pływu albumów z kręgu heavy/speed metalu. Brzmienie tez bardzo dobrze wyselekcjonowane i nawiązuje również do lat 80. Większych zastrzeżeń nie można mieć do dynamicznej sekcji rytmicznej, czego nie mogę powiedzieć o duecie gitarzystów, który poza średnią krajową nie wykracza i serwuje wyłącznie solidne partie gitarowe, obdarte z drapieżności i emocji, tak wszystko jest przyzwoite i to jest największa bolączka tego albumu. Mamy proste kompozycje heavy metalowe, które opierają się na banalnym riffie, zadziornym wokalu i chwytliwym refrenie. Taki właśnie jest „Metal Rites” z gościnnym udziałem Puala Kratkiego z SLAUGHTER XSTROYERS. Taki właśnie jest nieco mroczny, nieco przybrudzony „Ghost Rider”. Czasami wkroczy trochę hard rocka tak jak to słychać w „Evil Nightmares”, czasami poleci jakiś chwytliwy refren taki jak w „Youngblood”. Jeśli chodzi o najatrakcyjniejsze utwory na albumie to zapewne wskazałbym dwie najdłuższe kompozycje, a mianowicie posępny , w stylu ACCEPT „Back To Saigon”, czy też dynamiczny, pełen szaleństwa „Return of the Longships” , który w liczbie przeplatających się motywów, melodii jest największą atrakcją tego krążka. Jak dla mnie idealny przykład jak powinien brzmieć cały album. Materiał lubi płatać figle i całościowo jest niskiej klasy heavy metal wzorowany na kapelach lat 80 i wszystko jest zagrane w granicach przyzwoitości, czy też przeciętności. Okładka, brzmienie i pomysły to jedno, umiejętności muzyków i samo wykonanie to drugie. Ocena: 5.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz