niedziela, 25 grudnia 2011

VETO - Carthago (1988)


Pora wspomnieć o kolejnym zapomnianej kapeli niemieckiego heavy metalu/ speed metalu. Panie i panowie przedstawiam wam VETO. Oczywiście nie inaczej jest to zespół, który wydał dwa albumy, pograł kilka lat i zniknął ze sceny, a taki stan rzeczy często wywoływał natłok lepszych rzeczy, pojawianie się nowych kapel, bardziej ambitniejszych, mających większą siłę przebicia. Nie ujmując VETO, są dobrzy, a raczej byli w tym co robią. Jednak mieli pewną wadę nie dość że nie grali niczego odkrywczego to jednak można było wyczuć na ich płytach pewne niezdecydowania, czy gra true metal, czy może speed metal, a może hard rock. Tak to zapewniało nam zróżnicowanie, ale też nie spójność materiału. Co warto wiedzieć o tym zespole? Został założony w 1984 roku i wydał dwa albumy, które większego sukcesu nie odniosły, a zespół się potem rozpadł. Przedmiotem mojej recenzji będzie drugi album zespołu, a mianowicie „Carthago” z 1988r. Jest to o tyle ciekawy przypadek, że otwieracz zwiastuje całkiem inny materiał, aniżeli jest naprawdę. Mamy na wstępie „Riders On The Loose” który zawiera elementy walecznego heavy metalu, który cechuje się niezwykła rytmiką, klimatem pierwszych płyt MANOWAR, ciekawymi solówkami, partiami gitarowymi wygrywanymi przez duet Schiele/Bredel, gdzie jest nacisk na finezję i emocje, no i gdzie jest ten charakterystyczny wokal Petera Schlattnera, który w tym utworze daje prawdziwy popis swoich umiejętności i co jak co ale wyciąga on album na wyższy poziom. Im dalej w głąb płyty tym jest różnie i uświadczymy tutaj sporo różnych gatunków. Speed metal z nieco przekombinowaną partią perkusyjną w „Unknown Soldier” czy też w „Desert Kings” z przepiękną i urozmaiconą solówką. Mamy też heavy metal prosty i taki nastawiony na komercyjną przebojowość i to świetnie odzwierciedla „Burrning” czy też „Searching On”. Oprócz tego znajdziemy hard rockowe kawałki zakorzenione w DEF LEPPARD, EUROPE, i to słychać w „Mean Mistreater” czy „Choose Your way”. Ciekawie się prezentuje najdłuższa kompozycja na albumie „Carthago” bo tutaj po raz pierwszy można odczuć dość mroczny, tajemniczy klimat, to tutaj też zespół zaprezentował nieco ambitniejsze podejście. Choć i tutaj nie obeszło się bez wpadki, w postaci monotonności które daje się we znaki w końcowej fazie. Najsłabiej wypadły wg mnie balladowe kompozycje, które niczym nie zaskakują i brak atrakcyjnej formy nudzi zarówno w przypadku „Trust your Heart” czy instrumentalnego „Sarabande”. Niby jest zróżnicowanie, choć dla mnie brak określenia swojego stylu, brak wybrania jednego kierunku jest na nie korzyść albumu. I poza kilkoma mocnymi przebłyskami nie ma zbytnio większego zaskoczenia. Muzycy i ich umiejętności też nie wykraczają ponad dobry poziom co już definiuje z czym mamy do czynienia. Dobrym krążkiem z kilkoma ciekawymi melodiami, z dobrym wokalem i dopracowanym brzmieniem, które nie wykracza poza pewne ramy, poza pewne określone patenty i gdy się jeszcze wspomni o braku determinacji stylu to uświadamiam sobie, że to album średniej klasy. Ocena: 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz