poniedziałek, 26 grudnia 2011

SUDDEN DEATH - All Or Nothing (1987)


Mam słabość do niemieckiej sceny heavy metalowej nie zależnie od tego czy jest to staroć, czy nowość. I tak w ramach akcji poszukiwawczej znalazłem jedyny album jaki został wydany przez niemiecki SUDDEN DEATH. Nazwa zbytnio wiele nie zdradza, bo tą samą nazwą kryje się thrash metalowy band z Biebesheim oraz death metalowy z Osnabrucku. Natomiast zespół na który ja się natknąłem to rasowy heavy metal „made in Germany”. Zespół został założony na początku lat 80 i zostawił po sobie tylko jeden, debiutancki album, które został zatytułowany „All or Nothing”. Na albumie usłyszymy przede wszystkim heavy metal niemiecki ocierający się o dokonania RUNNING WILD z pierwszej płyty, ACCEPT, czy też GRAVE DIGGER z „Heavy metal Breakdown”. Siła tego debiutanckiego lp tkwi jednak nie w skojarzeniach, ale w umiejętnościach muzyków, którzy zagwarantowali bardzo przebojowy materiał, który jest bez skazy. Stworzono odpowiednie brzmienie, które cechuje się naturalnością i drapieżnością. Zadbano także o sam materiał, który odgrywa tutaj kluczową rolę. Bo kiedy nie ma mowy o oryginalności, to właśnie zaczyna nabierać większego znaczenia sama przebojowość i pomysłowość na melodie, a te tutaj są z górnej półki. Tą którą słyszymy w otwierającym „Blood Consclusion” mogłaby zdobić „Branded & Exiled” RUNNING WILD. Takich heavy metalowych przebojów, zbudowanych na dynamicznej sekcji rytmicznej, na ostrym, rasowym riffie i zadziornym wokalu Arno Scharnberga, który łączy w sobie manierę Rolfa Kasperka i Udo Dirkschneidera jest znacznie więcej. Śmiało można tutaj wymienić rozpędzony, wręcz speed metalowy „Killer”, który gdzieś przemyca nieco MOTORHEAD, a także urozmaicony i pełen werwy „Backstage Queen”. Zespół świetnie sobie radzi w bardziej stonowanych klimatach co słychać w „Dust In The Wind”, który przypomina mi poniekąd SAXON i w podobnej stylizacji jest utrzymany najdłuższy utwór na płycie, czyli „Loaded Brain”. Niemieckie kapele niemal zawsze muszą umieścić taki bardziej true metalowy hymn i tym razem taką rolę pełni „All Or Nothing”. Całość zamyka bardziej hard rockowe, czy też rock'n rollowe wcielenie zespołu, czyli „I want It”. Muszą przyznać, że w każdym wcieleniu podoba mi się SUDDEN DEATH, czy to w tym speed metalowym, czy w tym true metalowym, czy w tym bardziej rock'n rollowym. To tylko świadczy o elastyczności zespołu i o tym jak dobrze sobie radzą z komponowaniem. Od początku do końca album jest wypełniony przebojami, a i warstwa instrumentalna zachwyca pomysłowością na poszczególne melodie i partie gitarowe. Tak, nie ma w tym za grosz oryginalności, ale kiedy usłyszycie pierwszy utwór, to przestaniecie zwracać na to uwagę i będzie się liczyć tylko kolejny przebój, kolejne chwytliwy refren, kolejna energiczna, pełna finezji solówka. „All Or Nothing” nie jest gorszy od debiutów wielkich kapel z tego kraju, a jednak marka SUDDEN DEATH nie przetrwała i dzisiaj znana jest tylko wśród zapalonych słuchaczy i historyków muzyki heavy metalowej. Szkoda, nic pozostaje tylko odpalić album jeszcze raz w końcu po to jest krótki czas płyty – 35min aby w ciągu godziny przesłuchać ją dwa razy, czego nie można powtórzyć ze współczesnym albumem, który trwa przynajmniej 45 min. Polecam. Ocena: 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz