piątek, 9 grudnia 2011

VIVA - What The Hell Is Going On (1981)


W latach 80 na niemieckiej scenie heavy metalowej można było spotkać poza topornym, kwadratowym metalem też coś z tzw hard'n heavy i znacząca rolę w tym gatunku odegrał zespół VIVA, nie mylić z popularną nazwą stacji telewizyjnej. Kapela powstała w roku 1980 i to właśnie w latach 80 przeżywała swoje lata świetności. Oprócz tego że zostawił całkiem pokaźny dorobek liczący 5 albumów warto wspomnieć o tym że przez ten zespół przepłynęło sporo nazwisk, które zbiegiem czasu uzyskają status gwiazd. I większość z tych osobistości bliżej jest znana z takich kapel jak UFO, BALANCE OF POWER, MARSHALL LAW, SINNER czy TALON. Spośród tej bogatej dyskografii wybrałem jako przedmiot mojej recenzji drugi album, który jest zatytułowany „What The Hell Is Going On?” i swoją premierę miał w 1981 roku. Jest to wg mnie jeden z ciekawszych wydawnictw tego zespołu, który udowodnia, że nie każda kapela z tamtego kraju musi grac topornie i kwadratowo. Słuchając drugiego lp VIVA mam wrażenie że słucham kapeli z Wielkiej Brytanii, ewentualnie USA, a scena niemiecka przychodzi gdzieś na samym końcu tych skojarzeń. Już otwierający „The Bitch” nasuwa na myśl wczesny JUDAS PRIEST, DEF LEPPARD,czy też SAXON, czyli można śmiało mówić o wpływach NWOBHM. W podobnej tonacji utrzymany jest klimatyczny „White Snow” z dość wyeksponowaną partią klawiszy wygrywaną przez Barbarę Schenker, która jest siostrą Rudolfa i Micheala Schenkera. Również do tych bardziej dynamicznych kompozycji o zabarwieniu NWOBHM zaliczyć należy również „Break out” z nawiązaniem do JUDAS PRIEST co słychać w głównym motywie gitarowym , czy tez w solówkach. Jednak o sile tego albumy stanowią hard rockowe utwory, z których kipi energia, przebojowość i prostota w wykonaniu. Jak tu nie polubić takiego zadziornego „Little Rock Tonight”, chwytliwego „What Next” z koncertowym refrenem, który porwie nawet najsztywniejsza publikę, czy też luzackiego „Give It To Me” wzorowanym na wczesnej działalności AC/DC. I gdzieś pomiędzy tymi dwoma grupami znajdziemy posępny „What the hell Is going On” z riffem wzorowanym na działalności DEF LEPPARD, a także ciepłą balladę „Screaming For Your Love”, która ma wzrusza nie tylko lekkością, ale również aranżacją. Materiał nie zawodzi, a trakcyjne wykonanie i utrzymanie konsekwentnie równego poziomu przez całość stanowi jeden z ważniejszych argumentów przemawiających za tym, że album jest bardzo dobry. Innymi pobocznymi argumentami są dopracowane i mocne brzmienie, a także umiejętności poszczególnych muzyków. Marc Paganini jako wokalista się sprawdza i w tej kwestii przypomina mi nieco manierę Paula Di Anna, a to wszystko przez tą samo zadziorność i charyzmę. Złego słowa nie można powiedzieć o duecie gitarzystów Fach/ Murthy który dostarcza nam sporo atrakcyjnych riffów i energicznych solówek, a wszystko napędzane jest przez sekcję rytmiczną. Każdy z tych czynników odegrał na tej płycie swoją kluczową rolę, co przedłożyło się na taki a nie inny efekt końcowy. Zespół wydał jeszcze parę albumów w dalszej swojej karierze, ale żaden już nie odniósł takiego sukcesu jak właśnie „What The hell Is Going On” co powinno niektórych z was skłonić do zapoznania się z tym albumem, który należy zaliczać do klasyki sceny niemieckiej lat 80. Ocena: 8.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz