czwartek, 29 grudnia 2011

MIDNIGHT CHASER - Rough And Tough (2011)


Czasami mam wrażenie, że biorę udział w wojnie klonów, która miała miejsce w „Atak Klonów” z serii Gwiezdnych Wojen. Nie da się ukryć, że niczym wirus rozprzestrzenia się tworzenie młodych kapel, które chcą grać w stylu kapel heavy metalowych grających w latach 80 i niczym plaga pojawia się na scenie muzycznej spora liczba klonów JUDAS PRIEST, IRON MAIDEN, SAXON. Z jednej strony miło, że ktoś sięga do korzeni, do klasyki, ale jeśli nie ma się pomysłu, jeśli muzycy będą muzykami przeciętnymi, wręcz rzemieślnikami, to nic z tego i tak nie wyjdzie. W tym roku było pełno takich kapel i do grona tych słabszych trzeba zaliczyć MIDNIGHT CHASER. Jest to amerykańska kapela heavy metalowa, która została założona w 2008 roku i w tym roku zadebiutowała albumem „Rough And Tough”. Celem zespołu jest grac w stylu lat 80 i chęć bycia drugim JUDAS PRIEST, co jest wygórowanym marzeniem. Kapela nie grzeszy umiejętnościami i właściwie można rzec grać potrafią, nawet melodyjnie, nawet w taki sposób, że da się tego słuchać. Ale wtórność i brak jakiejś własnej inwencji twórczej szybko weryfikuje owy materiał zawarty na albumie. Można rzec, że ta biedna, komiksowa okładka, która na kilometr wieje kiczem odzwierciedla zawartość, która też jest daleka od ideału. Jest prostota i czasami właśnie ta prostota i oklepane patenty, a także sposób ich podania wpływają na ostateczny werdykt. Zespół nie stać na jakieś ambitne teksty „Awesome Party” jest tego nie zbitym dowodem, ale melodyjność i łatwo wpadający motyw gitarowy, pozwala przebrnąć przez ową kompozycję. Tutaj jednak już można szybko wyłapać największe minusy zespołu i ich stylu. Przeciętne umiejętności muzyków to największa bolączka tego albumu, zwłaszcza wokal Scotta Atwooda, który nie umie wg mnie śpiewać i strasznie się męczy. Stephen Lauck jako gitarzysta też nie oczarowuje, ale przynajmniej wygrywa proste i melodyjne partie gitarowe, które nie mają za grosz oryginalności. Ciekawym zjawiskiem jest fakt, że większość kompozycji brzmi podobnie. „Out On Your Shield” czy „Rough And Tough” brzmią tak samo, zresztą ten przypadek dotyczy całej płyty. Ma się wrażenie, wszystko leci na jednym motywie, jednym riffie. Nieco inaczej brzmi „Cougar'd”, który przemyca nieco hard rockowych patentów, „HotShot” z kolei ma rock'n rollowy feeling, no i wyróżnia się „Dynamite”, ale to z tego względu że to cover SCORPIONS. Który brzmi wg mnie komicznie, zwłaszcza pod względem wokalnym. Ani z obcym ani z własnym materiałem sobie nie radzą do końca i właściwie zostaje z tego odsłuchu że grali w stylu JUDAS PRIEST i że robili to na niskim poziomie. Najlepiej wypada z tego albumu brzmienie, które jest takie rasowe, takie zadziorne, szkoda że materiał jest niskich lotów i że jest on tak kiczowaty jak ta okładka, która zdobi ten album. Oj było wiele ciekawszych propozycji w ramach grania heavy metalu w stylu lat 80. Tym panom dziękuję, wolę posłuchać oryginalnego JUDAS PRIEST niż marny klon. Ocena: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz