piątek, 11 stycznia 2013

BATON ROGUE - The Wild side Of Paradise (1988)

Można przeboleć jeżeli dany album przyozdobiony jest niskobudżetową okładką, można zaakceptować niskiej klasy brzmienie, ale tylko wtedy, gdy muzyka sama się broni, potrafi przykuć uwagę, zapewnić rozrywkę. Tak też jest z BATON ROGUE, czyli heavy metalowym prosto z Niemiec, który został założony w 1986 roku. Zespół mało znany i w sumie nic dziwnego, skoro nagrał jeden album, który nie odniósł też większego sukcesu, po czym kapela się rozpadła, jednak ich debiutancki album „The wild Side of Paradise” jest wydawnictwem, który może jest daleki od ideału, ale jest na tyle solidnym że warto poświęcić mu wolny czas.

Klasyczny niemiecki heavy metal, gdzie słychać ACCEPT, SCORPIONS, a także bardziej hard rockowe zespoły jak KROKUS czy też BONFIRE najbardziej pasuje jako opis tego co gra ten niemiecki zespół. Na ich debiutanckim albumie nie uświadczymy świeżości, ani też oryginalności, również wokal Roberta Adolfa jest taki dość pierwotny, nieokiełznany i niezbyt dopracowany, czy też oklepane motywy gitarowe duetu Horndacher/ Adolf sprawiają,że owe wydawnictwo jest dalekie od genialności. Fakt, to co usłyszymy na tym albumie to wtórny, oklepany heavy metal, jednak szczery, melodyjny, zadziorny i solidny. Można wytknąć, ze wokal Adolfa jest taki niższych lotów i za mało w tym technicznego śpiewania, można ponarzekać, że partie gitarowe są tutaj takie bez polotu, bez werwy, jednak mimo tych wyraźnych nie dociągnięć muzyka się broni. Powodem tego zjawiska jest fakt, że zespół gra bardzo melodyjnie i prosto. Nie brakuje dynamiki, chwytliwości, czy też przebojów. Tanie i surowe brzmienie, przeciętne umiejętności muzyków nie zraziły na tyle, żeby nie dostrzec solidnych kompozycji. Można tutaj nieźle się bawić i zrelaksować przy stonowanym „Deep In The Night” o hard rockowym zacięciu, z motywem przesiąkniętym ACCEPT. Rytmiczny „ Don't Go” czy stonowany „Hot Blood Women” to kawałki utrzymane w dalszym ciągu w konwencji hard'n heavy. Lekki i taki melodyjny jest „Ain't No paradise”, zaś „Nightmare” jest bardziej metalowy i nieco mroczniejszy od dotychczasowych kompozycji i to pierwsza taka perełka warta uwagi. Najszybszym utworem na płycie jest „Long way To win” i szkoda tylko że nie ma tutaj więcej takich kompozycji, gdzie można wyłapać cechy NWOBHM, heavy metalu i tutaj wszystko brzmi znacznie lepiej niż w tych hard rockowych kompozycjach. Kompozycją na którą warto zwrócić uwagę jest z pewnością spokojniejszy „Steller dreams”.

Niby wszystko jest, bo są melodie, zadziorność, specyficzny wokal, mocne kompozycje, a jednak czegoś brak. Może świeżości, ciekawych pomysłów co do kompozycji? No bo oczywiste jest, że na dół ocenę ciągną wyczyny muzyków oraz kiepskie brzmienie. Jest to kolejny rzadki album z lat 80, nagrany przez kapelę która nie miała rozgłosu, która nie osiągnęła sukcesu, ale zostawiła po sobie debiutancki krążek, o którym mało kto pamięta. Nic dziwnego, skoro jest to tylko solidny album bez elementu zaskoczenie i jest to pozycja skierowana do fanów muzyki lat 80 i kolekcjonerów rzadkich, mało znanych kapel.

Ocena: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz