wtorek, 22 stycznia 2013

INTRUDER - A Higher Form of Killing (1989)


Thrash metal nie kończy się na KREATOR, ATNTHRAX czy METALLICE. Thrash metal nie musi być ograniczony wyłącznie do znanych nam wszystkim schematów , gdzie jest dynamiczna sekcja rytmiczna, dzikie partie gitarowe, ostry, drapieżny, brutalny wokal i teksty o śmierci i innych mrocznych tematach, które mają podkreślić owy brutalizm i agresję. Thrash metal może być kojarzony również z melodyjnościami i nieco ambitniejszym graniem i kto zna twórczość TOXIK czy VIO-LENCE, ten wie o co mi chodzi. Właśnie taka odmiana thrash metalu, w którym wszechobecna jest ambicja, w obrębie melodii, wykonania, kompozytorstwa, czy też wyczynów muzyków najbardziej mi odpowiada. Jestem zwolennikiem ciekawego pomysłu na granie, stylu, gdzie pojawia się nie tylko agresja, która jest wyznacznikiem thrash metalu, ale też nieco połamanych motywów, bardziej złożonej struktury, które gdzieś mogą kojarzyć się z progresywnym metalem, a także niezwykłej melodyjności i przebojowości, która łączy się z heavy metalem, a owa dynamika z speed metalem. Jako że ciężko znaleźć coś ciekawego z nowości, bo często technika potrafi zatuszować wiele małych niedociągnięć, a agresja odgrywa dzisiaj jeszcze większą rolę, to też zrobiłem sobie wycieczkę w przyszłość i wykopałem kolejny zespół z kategorii „ mało znany” i amerykańska formacja INTRUDER jest jedną z takich, co więcej wpisuje się stylem, w to czego doszukuję się przeważnie w płytach thrash metalowych. Nie miałem okazji przestudiować całą ich dyskografię i póki co chciałbym się z wami podzielić odczuciami związanymi z drugim albumem tej formacji „A Higher Form of killing” z 1989 roku. Jaki poziom muzyczny prezentuje amerykańska formacja? Czy jest to wydawnictwo godne uwagi? Zanim was oprowadzę czytelnicy po płycie, po zakamarkach tego zapomnianego nieco wydawnictwa, zanim wam opiszę to co znajdziemy na płycie, chciałbym wam nieco opisać historię zespołu, co może być miłą ciekawostką, ale też pewną genezą owego albumu.

Cofnijmy się do roku 1987, do czasów kiedy metal był w szczytowej formie i to właśnie w tym czasie został założony TRANSGRESSER jako pierwotna forma zespołu INTRUDER. Nagrali w tamtym okresie tylko parę dem i po 1986 przekształcono ten band w INTRUDER i już w 1987 ukazał się debiutancki album „Live To Die”. O ile debiutancki został zagrany w 4 osobowym składzie i to jeszcze w speed metalowej formule, jednak drugi album to już pasmo zmian. Zmiana wytwórni na Metal Blade Records, zatrudnienie piątego muzyka, a mianowicie drugiego gitarzystę Grega Messicka, czy też zmiana stylu i pójście bardziej w stronę thrash metalu z elementami progresywnymi i speed metalowymi. W roku 1991 wydali swój ostatni album i się rok później rozpadli, potem jeszcze się reaktywowali, jednak nic z tego wielkiego nie wyszło. Choć nagrali tyle albumów, to większego sukcesu nie osiągnęli i mało kto zna tą kapelę, co jest raczej dziwnym zjawiskiem, zwłaszcza jeśli się posłucha drugiego albumu. Dlaczego? Po tym wydawnictwie słychać, że w zespole drzemał potencjał na karierę światową. Wokalista Jimmy Hamilton przypominał manierę nieco Belladony czy frontmana z TOXIK, ale miał swój styl, temperament, technikę i drapieżność, więc potrafił nadać charakteru zespołowi, jak i płycie. Ciężko nazwać jego głos takim typowo thrash metalowym, co też pozwoliło urozmaicić styl i kompozycje zespołu. Mając takiego wokalistę można zdziałać dużo, można stworzyć ambitniejszy materiał, bardziej pokręcone melodie, bardziej wymagające struktury utworów i w tej roli świetnie spisał się duet gitarzystów Vinnet/Messick. Jeśli oczekujecie od gitarzystów ciekawych melodii, takich świeżych, oryginalnych i zapadających w pamięci, a do tego mocnych, dynamicznych motywów, czy też w końcu energicznych i złożonych solówek, to z pewnością to dostaniecie i ci dwaj panowie o to już zadbają. Drugi album to nie tylko znakomita forma muzyków, czy też ciekawy styl grania to również ciekawa, klimatyczna okładka, która potrafi zachęcić do zapoznania się z płytą czy tez zadziorne, dość agresywne i mocne brzmienie, które podkreśla styl zespołu oraz owy charakter kompozycji. Cały materiał jest bardzo atrakcyjny, a co najważniejsze równy i urozmaicony. Można dać się ponieść klimatowi w „Time Of Trouble” , czy „Antipath”, można się wyszaleć przy dynamicznym „Mr. Death” gdzie zespół stara się zagrać agresywny thrash metal co też wychodzi im bardzo dobrze. W podobnej dynamicznej konwencji utrzymane jest większość utworów począwszy od przebojowego „Agents Of The dark ( M. I.B)” czy tez bardziej rozbudowany „Genetic Genocide”. To co wyróżnia tą kapelę spośród innych to z pewnością fakt, że oni gustują w rozbudowanych złożonych kompozycjach z progresywnym zacięciem i takich jest tutaj naprawdę sporo. Mamy tutaj energiczny „The Martyr” , złowieszczy „Second Chance” z nieco bardziej stonowanym motywem i bardziej złożoną strukturą, czy też „Killing Winds” z bardzo ciekawie rozegranymi solówkami, które potrafią podnieść temperaturę i to diametralnie.

W życiu człowieka są płytę, które warto przesłuchać i znać i ten album z pewnością do nich należy. Znakomity, ambitny thrash metal z elementami progresywnego metalu czy speed metalu, do tego nie zwykła przebojowość i ciekawe wykonanie utworów, a to przedkłada się na znakomity album, który jest dopieszczony pod każdym względem. Jeden z najciekawszych thrash metalowych albumów lat 80, jeden z najbardziej niedocenionych zespołów. Gorąco polecam!

Ocena: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz