środa, 30 stycznia 2013

ALPHA TIGER - Beneath The Surface (2013)


Rynek muzyki metalowej ostatnim czasy jest zalewany przez płyty kapel, które starają się nawiązać do lat 80, czyli do złotego okresu dla metalu. Fala tych młodych, nowo założonych kapel pokroju STEELWING, ENFORCER czy WHITE WIZZARD nie ma końca. Do grona tych zespołów, które wykorzystują patenty z lat 80, kapel które starają się przenieść lata 80 do czasów współczesnych, kapel które czerpią garściami z IRON MAIDEN, JUDAS PRIEST czy HELLOWEEN trzeba zaliczyć oczywiście niemiecki zespół o nazwie ALPHA TIGER. Tutaj też nie ma mowy o innym stylu niż heavy/power metal z elementami speed metalu zakorzenionego w latach 80. Kapela, która została założona w 2011 roku i ma za sobą debiutancki album właśnie nie dawno wydała nowy album, który nosi tytuł „Beneath The Surface” i każdy fan melodyjnego grania, wielkich zespołów, który miały wpływ na scenę metalową, każdy fan heavy/power metalu lat 80, fan takich zespołów jak IRON MAIDEN, FATES WARNING, JUDAS PRIEST, HELLOWEEN powinien zapoznać się z tym wydawnictwem.

Od takich zespołów jak ALPHA TIGER nie wymaga się oryginalności, lecz zgrabnych kompozycji, w których dominować będą proste i chwytliwe melodie, zapadające refreny. Ten kto oczekuje technicznego grania i ambitnych melodii ten będzie rozczarowany, bo misja tego młodego zespołu jest zupełnie inna. Oni starają się nas przenieść w czasie, do lat 80, starają się połączyć to co najlepsze z tamtego okresu czyli amerykański speed metal z europejskim power metalem i heavy metalem, a także z NWOBHM. Dla lepszego efektu mamy tutaj odpowiednie brzmienie, takie dynamiczne, nieco zadziorne, mamy klimatyczną i narysowaną ręcznie okładkę. Dlatego mamy specyficznego wokalistę Stephana Dietricha, który brzmi jak młody Micheal Kiske, głównie za sprawą specyficznej maniery, śpiewania w niskich rejestrach czy też wyciągania górek. Może nie ma takiej techniki co były wokalista HELLOWEEN, jednak potrafi przykuć uwagę słuchacza, potrafi uczynić każdy utwór miły dla ucha. Muzyka tego zespołu na tym albumie jest szczera, prosto z serca, stworzona na poziomie i w stylu płyt z lat 80, tak więc można być spokojnym co do zawartości, co do tego że płyta jest melodyjna, energiczna i przebojowa. Skoro zespół gra wtórnie i opiera swój styl na oklepanych motywach to dlaczego nowy album tej formacji jest taki bardzo dobry, dlaczego jest wart naszej uwagi? Wokal to może jest i powód, ale nie tak silny jak praca gitarzystów Backasch/Langforth. To właśnie dzięki ich zapałowi, pomysłowości, technice, lekkości, dzięki wygrywaniu energicznych, finezyjnych, takich w starym stylu riffów czy solówek ten album zyskuje na atrakcyjności, to właśnie dzięki tym dwóm muzykom album jest przebojowy i melodyjny. Może i nie ma w tym za grosz oryginalności, to jednak jest bardzo dobre wykonanie i nie ma mowy o graniu na jedno kopyto. Mamy instrumentalny popis umiejętności gitarzystów w krótkim, zwięzłym intrze, mamy szybki, pełen energii power metal, przesiąkniętym speed metalem czego dowodem jest żywiołowy „The Alliance” , czy ostrzejszy „From Outer Space” w którym przeplatające się pojedynki na solówki przypominają stare utwory HELLOWEEN. Nie sposób też nie zwrócić uwagę na piękny balladowy wstęp do „ Waiting For A Sign” w którym dominuje wolniejsze tempo, czy też heavy metalowy charakter. W dalszej kolejności mamy tytułowy „Beneath The Surface” czyli utwór gdzie spotyka się power metal i europejski heavy metal. Po raz kolejny mamy do czynienia z lekkim, dynamicznym i przebojowym kawałkiem, który sprawia że czas leci znacznie szybciej, a w głowie przelatują znane marki z dziedziny muzyki metalowej. Melodyjność i konstrukcja godna IRON MAIDEN daje o sobie znać w rytmicznym „Along The Rising Sun” , zaś true heavy metalowe granie z pogranicza MANOWAR z dozą CRYSTAL VIPER można uświadczyć w rozbudowanym „Eden Lies In Ruins”. Nie wiem czy udanym pomysłem robić dwu minutowy wstęp do „Rain” zwłaszcza że ten balladowy charakter nijak ma się do tego dynamicznego, szybkiego, melodyjnego w dalszej części. Na szczęście utwór jest żywiołowy, lekki i bardzo dobrze zaaranżowany, tak więc nie ma mowy o jakimś wypełniaczu. Za dużo kombinowania i rozciągania w czasie i to tak nieco na siłę można usłyszeć w rozbudowanym „Crescent Moon”, ale patenty i melodyjność ala IRON MAIDEN sprawia, że utwór nie brzmi tak tragicznie, jak mogłoby się wydawać. Urozmaicenie z pewnością zapewnia tutaj na tym albumie również zamykający album, a mianowicie „We Came From the Gutter” który jest bardziej stonowany, momentami nieco hard rockowy.

O ile debiutancki album był dobry i tylko solidny, o tyle drugi album jest z pewnością bardziej dopracowany, bardziej dojrzały, bardziej przebojowy i nawet wykonanie poszczególnych utworów jest ciekawsze niż to z poprzedniego albumu. APLHA TIGER nagrał bardzo udany album, który przypadnie fanom lat 80, fanom starych i zasłużonych kapel, a także fanom dynamicznego i melodyjnego heavy/power metalu z elementami speed metalu. „Beneath The surface” to album, który nikomu nie powinien umknąć w tym roku.

Ocena: 8/10

1 komentarz:

  1. Dla mnie płyta roku. Z każdym przesłuchaniem fascynacja rośnie. Całkowity hołd metalowi z czasów, gdy byłem wściekłym nastolatkiem.Podobnnie muzykę traktuje Eforcer, ale różnica między nimi jest taka, że AT są naturalni w odróznieniu do chłopaków ze Szwecji, którzy jak dla mnie są, delikatnie mówiąc,sztuczni. Stephan Dietrich może nie jest zbyt przystojnym frontmenem, ale głos ma fantastyczny. Numer jeden młodego pokolenia. Trochę przypomina mi dawnego Michaela Kiske.Kolejny punkt dla Niemców.

    OdpowiedzUsuń