wtorek, 1 stycznia 2013

INCURSED - Fimbulwinter (2012)

Viking/folk/pegan heavy metal , tak można określić to co gra młody hiszpański zespół o nazwie INCURSED. Można rzec kolejny podziemny i mało znany zespół, który poznałem dzięki uprzejmości wytwórni METALMASSAGE z którą współpracuje od nie dawna. O samym zespole nie słyszałem dotychczas i jakoś nigdy nie miałem kontaktu z ich twórczością, do czasu kiedy posłuchałem drugiego albumu o nazwie „Fimbulwinter” który ukazał się w roku 2012. Czego należy się spodziewać po płycie zespołu dotychczas nie znanego, który gra muzykę z którą nie obcuję na co dzień?

Przede wszystkim ciekawego stylu, który podkreśla pomysłowość zespołu, to jak znaczącą rolę odgrywa podniosłość, epickość w ich muzyce, to jak ogromne znaczenie mają melodie, ciekawy klimat nawiązujący do gatunku folk/viking metalu i słychać to po tym jak brzmią melodie, jaki mają charakter, do tego ciekawym pomysłem było tutaj wprowadzenie elementów dotyczących black czy death metalu, które przejawiają się głównie w mocnym, mrocznym wokalu. Zespół stara się wzbogacić swoją formułę o czysty wokal, dużą dawkę melodii i wykorzystanie patentów heavy metalowych, co jest tutaj sporą atrakcją. Słuchając tego wydawnictwa można usłyszeć wpływy ELUVEITE czy ENISFERUM, lecz zespół stworzył własny, dość bardzo atrakcyjny styl, który imponuje dynamiką, bogactwem aranżacyjnym, pomysłowością, techniką muzyków i lekkością. Wszystko przyrządzone z głową, z wyczuciem i solidnością. Muzycy odwalają tutaj dobrą robotę i każdego można by tutaj pochwalić. Jona Koldo Tera za klimatyczne i bardzo chwytliwe partie klawiszowe co świetnie słychać w instrumentalnym „Feisty Blood” , Narota Santosa za zróżnicowane i mocne,zadziorne wokale, który zapewniają płycie mroczniejszy klimat, Farnandeza za melodyjne, dynamiczne i chwytliwe melodie, który wygrywa za pomocą swojej gitary i ten element tutaj dostarcza sporo doznań. Nie wiele gorzej wypada sekcja rytmiczna co zresztą słychać po melodyjnym i podniosłym „Jörmungandr” gdzie coś z IRON MAIDEN też można wyłapać. Bardzo dobra praca muzyków w połączeniu z dopracowanym, solidnym, przebojowym i chwytliwym materiałem który jest w dodatku zróżnicowany sprawia, że album jest nadzwyczaj miły w odsłuchu. Mamy podniosłość i orkiestrę, która zdobi otwieracz „Endless, Restless, Relentless” , folkowe i chwytliwe melodie tak jak w „Svolder's Battle”, nieco bojowy wydźwięk w stylu SABATON jak w „Ginnungagap”. Nie brakuje spokojniejszego kawałka w postaci „Homeland” który kojarzy mi się nieco z ORDEN OGAN. Najbardziej kontrowersyjnym kawałkiem na płycie z kolei jest zamykający „Erik the Deaf”, który nie do końca mi się podoba.

Specjalistą w tej kategorii metalu nie jestem i raczej nigdy nie będą, jednak muszę przyznać, że ten nieznany mi zespół zaimponował mi melodyjnością, techniką, to jak tworzy świetne utwory, zróżnicowane, dopieszczone pod względem aranżacji. Ciekawy styl, który skupia się na vikng/folk/ pegan metalu z elementami heavy metalu i to wszystko jest bardzo dobrze wyważone. Nie ma chaosu i jakiegoś silenia się. Znakomity krążek, który zadowoli fanów gatunku, ale nie tylko. Polecam!

Ocena: 8.5/10


Płyty posłuchałem dzięki uprzejmości:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz