wtorek, 16 sierpnia 2011

BLACK TIDE - Post Mortem (2011)

Ich debiut miał miejsce 3 lata temu, ich rodzinny dom to Miami, ich wpływy to Iron Maiden, Metallica, Judas priest, ba nawet Bullet For my Vallentine co słychać na nowym albumie, który się zwie „Post mortem”, mają na swoim koncie 2 covery : „Prowler” oraz „Hit the Lights”. Już wiecie o jaki zespół chodzi? Nie, a nazwa Black Tide coś wam mówi? Album został nagrywany w roku 2010 i w tym roku zespół wyruszył na trasę z bullet For My vallentine i kiedyś bym powiedział, że to dwa nieco inne zespoły, jeden heavy metalowy, a drugi emocorowy/metalcorowy, jednak jak usłyszałem nowy wypiek Black Tide to słyszę w tym wszystkim dużo Bullet for my Vallentine, to w jaki sposób utwory brzmią jak są skonstruowane, to jak brzmi wokal Gabriel Garcia. Warto zaznaczyć, że zespół zasilił Austin Diaz, w miejsce starego gitarzysty Alexa Nuneza. Produkcją albumu zajął się Josh Wilbur. Wcześniej na debiucie było dużo heavy metalu, a tutaj zespół poszedł w rejony melodyjnego metalcoru, czy emocoru który gra obecnie Bullet For My vallentine.

Na krążek 12 kompozycji, z czego 2 to bonusy i otwieracz „Ashes” jest dowodem, że zespół nie kryje się z moimi skojarzeniami do Bullet For my Vallentine. Dlaczego? Ano gościnnie udzielił tutaj swojego głosu lider owego zespołu. Nic dziwnego, skoro granie zbytnio nie odbiega od tego co gra jego własny zespół. W sumie brzmi to dość profesjonalnie, ciężka i agresywna gitara rytmiczna i prowadząca jako ta wygrywająca bardziej melodyjne partie. Garcia też nie ukrywa swoich inspiracji, jeśli chodzi o wokal. Mamy tutaj szybkie i melodyjne granie i porywający refren, który i u bulletów zagrzał by miejsce. No świetnie to brzmi, wreszcie ktoś dobrze gra pod bulletów i to z tego albumu, który się zwie „Scream aim Fire”. No i solówki też zostały zagrane energicznie. Jest dobrze póki co, a co dalej zespół prezentuje? Singiel „Bury Me”, który premierę miał w 2010 r. Tutaj też zespół łączy styl Bulletów z zespołami obracających się w heavy metalu, czy też w rocku. Jest melodyjna, jest momentami szybka, ale tym razem kompozycja tylko dobra. Melodie nieco mnie atrakcyjne, ale to wciąż bardzo dobry poziom, a refren taki łagodny i dość stonowany, może miał łapać za serce? „Let it Out” znów gdzieś echa Bulletów słychać, z tym że jednak oni grają szybszą nutę, tutaj zespół częściej serwuje nieco wolniejsze tempo, czyżby chcieli być bliżej heavy metalu? Cóż nawet to im nie pomaga, bo jakby tutaj nie grali szybko, czy szybciej to i tak skojarzenie mam jedno. Szkoda tylko, że w takim wydaniu jak ten utwór nie bardzo mnie to porywa. Może nieco szaleństwa mi brakuje? Ale i tak nawet, nawet to brzmi, przynajmniej pasuje do koncepcji albumu i do tego co prezentują. Oczywiście najbardziej zapadła mi w pamięci solówka, bo to póki co element, który mnie nie zawodzi. Końcówka utworu, nieco żywsza. Kawałek, który był znany tym, którzy zdobyli singiel jest również „The Honest eyes” i powiem bez ogródek, że to najlepsza kompozycja na albumie.100% bulletów i do tego jest energicznie, melodie są atrakcyjne, a kawałek zachwyca swoją sekcją rytmiczną. Nie zapomniano też o refrenie. Jako 3 singiel ukazał się „That Fire” nieco inna kompozycja, czemu? Dużo tutaj rocka i takie dziwnego grania, ale wiecie co tutaj dalej słyszę..buleltów. Riff i cały główny motyw no taki sobie, ni to grzeje ni to ziębi, a refren też co najwyżej dobry. Uważam, że na albumie są lepsze kawałki niż ten, ale już wiem dlaczego promował album bo jest jakby nieco lżejszy i taki bardziej komercyjny.
"Fight 'Til The Bitter End" dość nie typowo zaczyna się i brzmi radiowo. Nie ma za dużo heavy metalu, nie ma za dużo szaleństwa, agresji, i dość nie zbyt ciekawy jest to utwór. Za dużo radiowych elementów i ta elektronika w tle, źle mi się kojarzy. Choć echa Bulletów zostały przemycone to i tak jest to najsłabsza kompozycja na albumie. A może to ja się nie znam? Słaby okres na albumie? Najwyraźniej bo taki „Take it Easy” też z początku nie przekonuje, na szczęście tylko z początku,dalibyście wiarę, że to jedna z ciekawszych kompozycji na albumie? Jest melodyjna, energiczna, i znów utrzymana w koncepcji Bullet For my vallentine. No mamy tutaj wszystko co trzeba i takiego grania potrzeba więcej. Najdłuższa kompozycja na albumie to "Lost in the Sound", ale to nie wpływa bo i tak mamy znów bardzo dobry kawałek. Szybki za zwrotek, wolniejszy za refrenu i całościowo dobrze to brzmi, bo sporo solówek wylatuje z głośników, a kawałek nie jest jakiś smętny i dlatego dobrze wypada na tle całego albumu. Drugi singiel, który prezentował album to „Walking Dead Man” i jest to kolejna bardzo dobra kompozycja, znów bardzo energiczna, gdzie sekcja rytmiczna przyciąga słuchacza, a nie od ciąga. Szkoda tylko, że te refreny zaczynają się zlewać w całość. No refreny nie są tej klasy co u Bulletów. Numer 10 to ballada w postaci „Into The sky” i najlepiej zrobię jeśli przemilczę ten utwór. Bonusy w postaci „Give Hope” będący wśród moich ulubieńców i „Alone” mogłyby zając miejsce kawałka z albumu, ale cóż jest jak jest.

No gdy płyta się kończy, to pamiętam parę melodii i tak naprawdę wszystko można podsumować: dobre granie pod Bullet For my Vallentine, dobre i tylko dobre. Nie doznałem takiego zniszczenia jak w przypadku „Scream Aim Fire” ale w sumie dobrze, że ktoś podąża za nimi, bo w sumie brakuje jakoś takich zespołów które granie metalcoru świetnie podporządkowuje pod heavy metalowe granie. Klasa może nie ta sama, ale skojarzenia są akurat trafne. Nie ma może takich killerów, może nie ma takich porywających refrenów, czy riffów, ale jest to dobre granie. To też nota: 7/10 No polecam fanom wiadomego zespołu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz