Wydać 2 albumy w tym samym czasie? Rzadkie, ale spotykane na rynku muzyki heavy metalowej. Choć obecnie taki zabieg jest kosztowny i nie opłacalny. Nie dla Tobiasa Sammeta. Gdyż wraz z wydaniem „The Wicked Symphony” światło dzienne ujrzał drugi krążek „Angel of babylon” i oba krążki zamykają tzw „The Wicked Trilogy” którą rozpoczął „The scarecrow”. Wszystkie 3 albumy stanowią całość, to też do tego wszystkiego powinna być jedna recenzja. Produkcją obu części zajął się Sascha Peath oraz Sammet i na tym drugim krążku mamy jedyny utwór Saschy tj „Symphony of Life” Czy jest to lepszy krążek od pierwszego? Nie mnie to oceniać, bo dla mnie oba krążki są na takim samym poziomie, choć na tym można uświadczyć jakby więcej power metalu.
Podobne otwarcie albumu, czyli przez jeden z dwóch kolosów na albumie. Tym jest „ Stargazers” i znów 10 minut emocji, strachu, płaczu i smutku. Klimat tym razem ponury, znów jest tajemniczo, ale oba krążki taki wydźwięk mają, takich wesołkowatych i głupich kawałków jak w Edguy nie ma. Tym razem mamy prawdziwą plejadę jeśli chodzi o wokalistów: Kiske, Lande, Oliver hartmann, Russel Allen, do tego Kulick. Kompozycja różni się od wcześniejszych kolosów, tym że jest szybszy, ma więcej energii i dynamiki. Jest utęskniony power metal, ale nie tylko. Co cieszy to refren ws tylu Helloween, a także sporo ciekawych motywów, jak choćby ten narzucony przez Sammeta, który gra tutaj na basie. Innym typem power metalowej jazdy jest „Angel of babylon” gdyż połączono dynamikę power metalową, z feelingiem hard rockowym. Tutaj uczucia, emocje są wręcz pierwszorzędne. Do znudzenia Sammet daje nam Jorna, ale nie dziwię się mu bo jest w znakomitej i formie i do tego pasuje do wszystkiego. Po raz pierwszy mamy w utworze tak wyraźne klawisze, które nawet dają fajną solówkę. Jens Johannson to znany klawiszowiec i do utalentowany co zresztą słychać. Co mnie tutaj nieco irytuje to refren. Taki bardziej w stylu ostatnich płyt Edguy. Solów przecudne i to jest najlepszy moment tego utworu. Dobry i tylko dobry jest 'Your Love is Evil'. Ma klimat, ma podniosłość i nawet gdzieś uczucia puszczają. Ale ten motyw, ten refren nieco mnie irytują. Dobre i nawet bardzo dobre, ale dalekie od choćby tej ballady z poprzedniego krążka. Pamiętacie Alice Coopera i jego fenomenalny wyczyn w „Toymaster”? Ja czekałem na powtórkę i się doczekałem, bo „ Death is just a Feeling” to jakby kopia tamtego kawałka. Podobny mroczny, teatralny klimat, znów podniosły i bujający refren. Alice Coopera nie ma, ale jest również charyzmatyczny wokalista – Jon Oliva z Savatage. Kawałek również jakby skomponowany pod niego. Podoba mi się mrok i operowy riff i nawet ciekawie brzmi wersja z Kaiem Hansenem. Również coś z power metalu można usłyszeć w szybkim i bardzo melodyjnym „Rat race”, który też zaliczam do tych najlepszych na płycie. Mamy pędzącą i bujającą sekcję rytmiczną,a refren choć prosty łatwo w pada w ucho. Urozmaicenie, rozmach i misz masz muzyczny jest podobny jak na „The Wicked Symphony”. Co tym razem Sammet prezentuje? Ano Hard Rock,a nawet taki ciepły Aor z Jornem na czele w „Down in The dark”. Nie uświadczymy tutaj jakiś galopad, szybkich i dynamicznych partii gitarowych,a raczej ciepły, nieco romantyczny klimat, do tego podniosłość. Takie refreny jak ten tutaj nie powstają tak często, a na pewno nie w takiej ilości jaką gwarantuje Sammet. No podobnie jak na „The Wikced Symphony” tak i tutaj mamy do dyspozycji 2 ballady. Pierwsza tylko dobra, ale za to „Blowing Out The Flame” to już piękna, pełna emocji i uniesień ballada, gdzie liczy się coś więcej niż tylko prosty i chwytliwy refren, a Tobias mi to daje. Jedni doszukają się komercji, popu, ale czyż nie liczy się coś ponad łojenie? Coś ponad headbanging i chwalenie metalu? Może to dla tych maniaków to za szerokie horyzonty? Końcówka równie emocjonująca co początek. Mamy bardzo symfoniczny kawałek „Symphony of Life”, gdzie po raz pierwszy w całości śpiewa kobieta. Jest Claudia Yang znana z koncertów Avantasii, gdzie śpiewała w chórkach. Wokalistką jest dobrą, taką bardziej gotycką. Kawałek ma ponury klimat, ma chwytliwy refren i ciekawy taki prosty i zapadający w głowie główny motyw. Od razu słychać, że nie skomponował ten utwór Sammet, a Sascha Peath. Ja za to mam zawsze słabość do takich hard rockowych kawałków jak „Alone i Remember”. Basowy riff, któremu jest podporządkowany cała reszta. Dobra pytanie za sto punktów ; kto gra tutaj na basie? Tak jest Tobias Sammet i robi to naprawdę genialnie. Jeśli jest hard rock to jest tez Jorn i mamy prawdziwy killer i taki hard rock skomponowany przez Sammeta to ja bym sobie chętnie posłuchał. Słodki, ciepły i chwytający za refren i słychać szaleństwo i dobrą zabawę. Najlepszą power metalową kompozycję jaka Sammet stworzył w ostatnich latach jest dla mnie „Promised Land” pierwowzór miał trafić na „The scarecrow” ale ostatecznie znalazł się na epce „Lost in Space”, a teraz Sammet daje nam ów kawałek na albumie. Nie ma Kiske, jest więcej Jorna, a tak kompozycja ta sama. Warto zaznaczyć że ów partie gitarowe wygrywa Henjo Richter. Jest dynamika, jest gitarowo i przebojowo, a tego też nam czasami potrzeba. Piękne zwieńczenie albumu w postaci „Journey to arcadia' mógłyby sugerować, że Sammet nie powiedział ostatniego słowa. Niestety po wysłuchania nowego Edguy można powiedzieć, że jednak powiedział. Jest Bob Catley, Russel Allen, Kulick, i coś każdy ze swoich zespołów przemyca, ale Sammet kontroluje wszystko. Tutaj znajdziemy złoto, które nie świeci. Tutaj mamy piękno, którego nie można dotknąć. To jest okno do lepszego świata, pełnego magii i nieznanych przyjemności. Ileż w tym utworze emocji, podniosłości, ciepła, romantyzmu, płaczu. Nie ma sztuczności i grania to czego fan chce co jest modne, ale granie dla spełnienia własnych ambicji, a to właśnie Sammet zrobił. Poszedł pod prąd na przekór fanom, znawcom, recenzentom The scarecrow. Nie nagrał kolejnego „Metal Opera” nie nagrał power metalowego albumu, chociaż mógłby. Tobias Sammet rozwinął się jako kompozytor, muzyk. Oba albumy tj „The Wicked Symphony' i 'Angel of Babylon” to najdojrzalsze albumy Sammeta, gdzie mamy wiele różnorodnych gatunków muzycznych, różnych motywów, melodii, smaczków, które pomimo roku wciąż się wydobywa. Albumu są dopieszczone i zostały zrobione z rozmachem, gdzie zadbano o każdy szczegół. Mamy różnorodność, mamy bogactwo melodii, ale nie tylko. Podziw budzi wyobraźnią muzyczna Tobiasa Sammeta, która poruszy, każdego kto ma duszę, każdego komu emocje nie są obce i który ceni w muzyce coś więcej niż tylko napierdalanie i power metalowe jazdy bez trzymanki. Muzyka nie dla sztywniaków, nie dla fanów napierdalania, szybkiego power metalu, ale dla romantyków i słuchaczy z sercem i duszą. Piękno, którego nie da się opisać,lecz którego należy słuchać i to z otwartą dusza i rozumem na piękniejszy świat, świat pełen magii i czarów. Ocena: 9.5/10 Cała trylogia dostaje ode mnie 10, bo to jest coś wyjątkowego czego nie osiągnął żaden projekt i nie chodzi o gości, czy nazwę. A czy ty otworzysz się na piękno muzyki?
Na stronie Sammeta pojawiła się zapowiedź nowej Avantasii w 2013.
OdpowiedzUsuń