sobota, 27 sierpnia 2011

ACCEPT - Restless and Wild (1982)

Fani muzyki heavy metalowej niemalże jednym głosem nazywają „Heaven and hell”, „The number of the Beast” albo „Restless and Wild” Acceptu i trudno się nie zgodzić z tym określeniem. 4 album niemieckiej kapeli ukazał się rok po wydaniu przełomowego „Breaker”, czyli w 1982 roku. Z zespołu odszedł Jörg Fischer, a jego miejsce zajął Herman Frank, z tym że partie gitarowe na albumie zagrywał tylko Homffamann. Mówi się, że Accept jest toporny i w sumie nie trudno się z tym zgodzić, ale albumy z Fisherem są łagodniejsze, bardziej hard rockowe niż te bez niego, przypadek? O ile „Breaker” jako pierwszy był taki heavy metalowy jeśli chodzi o Accept, ale zespół na „Restless and Wild' zrobił jeszcze krok do przodu i nagrał od początku do końca, rasowy, energiczny, nieco brudny i nieco toporny heavy metal, który jest wizytówką Niemieckiej sceny. Styl i komponowanie z poprzednika zostały zachowane, ale porzucono hard rocka na dobre. Znów nieco kiczowata okładka, ale i tak milsza dla oka. Album kultowy, album może i genialny, album jeden z najlepszych w dyskografii zespołu, ale czy perfekcyjny?

Wątpliwości co kultu nie ma w przypadku intra i samego otwieracza „Fast as Shark”. Nie mam wątpliwości co do tego, że to najszybszy, najostrzejszy kawałek Accept. Tutaj śmiało można się doszukiwać korzeni power i thrash metalu. Utwór od początku do końca jest dynamiczny. Mamy podwójną stopkę, ostry jak brzytwa riff, mamy też ostrzejszy i bardziej pewny wokal Udo i top jest ten wokal do jakiego przyzwyczaił nas Dirkschnieder. Kawałek ostry, ale też melodyjny i chwytliwy o czym może świadczyć jeden z najlepszych refrenów Accept. Można się doszukiwać inspiracji JP, ale tutaj mamy rasowy Accept, tutaj nakreślili swój styl, który stał się inspiracją dla kolejnych pokoleń muzyków heavy metalowych. Ta kompozycja przeszła do historii metalu i Accept. Klasykiem okrzyknięto też tytułowy „Restless and Wild” i tutaj nieco inny kaliber heavy metalu. Bardziej stonowane tempo, skoczny riff i sporo zmian melodii, riffów i słychać atrakcyjną grę Hoffmana. Oprócz charakterystycznej melodii i tempa dla Accept mamy też w końcu te charakterystyczne chórki, były inspiracją dla wielu kapel heavy metalowych. Kawałek bardzo koncertowy, co może zawdzięcza gorącemu i takiemu idealnemu pod publikę refrenowi. Utwór bardzo dobry, ale arcydziełem nie mogę go nazwać. Jak słyszę za każdym razem riff "Ahead Of The Pack" i to skoczne tempo to mi się przypomina Iron Maiden, ale to nie dziewica to Accept. Znów te charakterystyczne tempo, rasowe niemieckie riffy. Kolejny genialny kawałek, który pokazuje że można grać atrakcyjny, skoczny i bojowy heavy metal. Genialny poziom zespół utrzymuje w kolejny ciekawym utworze „Shake your Heads” tutaj Hoffmann gra pierwszoplanową rolę. To właśnie otwierający riff, to właśnie skoczne partie gitarowe w dalszej części utworu, a także rasowe i takie typowe dla Hoffmana i Accept solówki są najlepsze w tym utworze. Bo czy ten prosty refren z wokalem Udo dałby radę wycisnąć taki poziom? Wątpię. Tak Hoffmann jest motorkiem, jest tym którym napędza utwór, a Udo mu tu tylko towarzyszy i uzupełnia to czego brakuje. Refren taki w miarę przebojowy, jest łagodny i może nawet hard rockowy, ale ważne że jest chwytliwy i kawałek zaliczam również do tych najlepszych na płycie. Klasykiem tez jest „Neon Nights” który właściwie skomponowała ich menadżerka i żona Hoffmana – Deaffy. Kawałek ma niesamowity, taki mroczny klimat, jest też najbardziej emocjonalnym utworem, który sporo cech ma z ballady, ale taką do końca też nie jest. Jedno trzeba przyznać, kawałek oddaje to co najlepsze w Accept, oddaje ich charakter i styl. Mamy mieszane tempa, raz wolniej, a raz szybko, mamy te charakterystyczne melodie wygrywane przez utalentowanego Hoffmana, mamy też chwytliwy refren. Po raz kolejny mamy świetną solówkę, jedną z tych najlepszych w karierze Wolfa i trzeba przyznać, że pod tym względem album zachwyca i jest naprawdę killerski. Nieco loty obniża tylko dobry „Get ready”. Mamy rockowy riff, mamy też nieco w stylu Def Leppard czy Kiss refren i ogólnie jest to miks heavy i hard rocka. Nic specjalnego, ale jest miłe dla ucha. Najmroczniejszy i taki najbardziej demoniczny jest właśnie „Demon's Night” który utrzymany jest w średnim tempie, ale nieco żwawsze partie gitarowe też się znajdą. Znów Hoffmann popisuje się swoim umiejętnościami i co tu dużo mówić, gdyby nie on to nie wiem czy Accept byłby taki znany. Udo tak przez swój wokal, a zespół na pewno nie. Kolejnym klasykiem i jedną z takich najlepszych kompozycji na albumie jest „Flash rockin Man” słyszę nieco Saxon, nieco Judas Priest, ale jest tutaj najwięcej oczywiście samego Accept. Bardzo ostra partia gitarowa, taka soczysta, taka mięsista i do tego skoczna. Agresji i melodyjności nie można odmówić kawałkowi. Nawet krzyk Udo tutaj podgrzewa atmosferę. Nieco wyróżnia się hard rockowy "Don't Go Stealing My Soul Away" który jest ukłonem w stronę Ac/Dc. Kawałek jakoś mi nie pasuje do tego ostrego heavy metalowego łojenia. Ale cóż w sam w sobie jest to bardzo dobry kawałek, który ma jeden z fajniejszych, takich luzackich refrenów jakie Accept stworzył w całej karierze. Klasykiem i takim moim numer 1, który i tak ciężko wybrać na tym albumie jest zamykający „Princess of the dawn”, który znów skomponowała Deaffy na spółkę z Accept. 100% heavy metalu, 100% czystego Acceptu. Styl nie do podrobienia. Tyle zespołów grało w tamtych czasach, a zespół mimo to wykrystalizował swój własny, nie do podrobienia styl. Jak dla mnie Hoffmann zagrał jeden z najlepszych riffów w swoim życiu i jedną z najpiękniejszych solówek. Sekcja rytmiczna tutaj fajnie buja, taka bardzo skoczna i to od razu słychać że to Accept. Mamy też Udo który, stara się nieco tajemniczej śpiewać i też mu to wychodzi genialnie. Najdłuższa kompozycja na albumie i zarazem jak dla mnie obok szybkiego otwieracza najlepsza.

Restless and Wild to klasyk jeśli chodzi o heavy metal, to jedna z najlepszych płyt zespołu, a także tych z roku 1982 przynajmniej dla mnie. Album wyrównany i zagrany na bardzo wysokim poziomie. Jednakże do perfekcji troszeczku brakuje. Mamy odstający „Dont go...” czy „Get ready”, ale mamy tez długą listę klasyków. Zespół rozwinął się na tym albumie, zrobił jeszcze jeden krok do przodu jeśli chodzi o ich muzykę i w końcu wykrystalizowali swój własny,oryginalny styl, a tego nie da się kupić. To trzeba wypracować. Nota: 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz