niedziela, 21 sierpnia 2011

KING DIAMOND - Abigail 2 : The revenge (2002)

Przyznam się że o ile taki „Them” czy też słynny „Abigail” opanowały mój umysł od razu o tyle jednym z nie wielu albumów KD z którymi miałem problem był „Abigail 2” .
Hmm wtedy był on dla mnie z byt długi i zbyt taki średni co było głupotą . Teraz o wiele bardziej doświadczony jako słuchacz oraz fan Kinga Diamonda postanowiłem napisać o jednym z najciekawszych koncept albumów KD, który jest kontynuacją słynnego i uważanego za najlepszy album KD - Abigail.

Po wyczerpującej trasie, która promowała House of God , zespół odpoczywał nie zbyt długo bo lider grupy zapędził muzyków do pracy nad kolejnym albumem . Tym razem presja fanów jak i zarazem producentów była ogromna ! Dlaczego? Bo po kilkunastu latach miała powstać kontynuacja znakomitego Abigail! Choć sam King miał obawy co do tego, no bo jakby nie było jest to kolejny powód do oskarżania artysty przez malkontentów o brak pomysłów i lecenie na kasę.
Ale w końcu nadszedł ten dzień, kiedy ten pomysł został zrealizowany ,a Abigail II ; Revenge ujrzał światło dzienne w 2002 roku i choć to był to rok pełen znakomitych albumów, ale na takie albumy jak Kinga czeka się z utęsknieniem .Pewnie się zastanawiacie dlaczego? Już śpieszę z wyjaśnieniem, ile pamiętacie konceptów, ile było utrzymane w klimacie grozy? Nie wiele prawda,a tutaj jednak mamy do czynienia z profesjonalistą, z mistrzem w tym co robi . Tak więc czy to się będzie zwać Abigail czy nie zbytnio nie robi różnicy, bo będziemy mieć do czynienia z tym samym co zawsze. Jednak tym razem nasi kochani tzw " Znawcy" obwiesili psy na albumie zanim wyszedł, dlatego ze ma w tytule abigail. Co wg mnie jest chore, no bo żeby oceniać płytę po tytule i nie dać jej szansy? Chyba nikt z was nie liczył na podobny sukces? Ale i tak płyta zrobiła na mnie ogromne wrażenie, oczywiście nie od razu bo potrzebowałem czasu, żeby w pełni pojąć magię tego krążka. Teraz Abigail 2 stoi u mnie wysoko i powiem więcej, nie wiele brakuje mu do pierwowzoru.
Może zaoszczędzimy sobie czasu na dalszym owijaniu w bawełnę i od razu przejdźmy do świata Abigail i do tego co kryje ta wspaniała okładka.

Szczerze wątpię czy sensowne jest tutaj porównanie oby dwóch części, inny skład, inne czasy i do tego do rzucę to że nowe albumy są robione z większym rozmachem. Uważam, że skupmy się tylko na Abigail 2 ,bo mogłyby wejść kołomyje. Podstawą dobrego konceptu, jest wprowadzenie w opowieść, w klimat albumu, zrobienie odpowiedniego klimatu. Tym razem King rzucił na kolana, bo dał fanom najlepsze intro od czasu...Abigail!!!”Spare This Life” - mocne wejście nie ma co. Mroczna melodia z rodem dreszczowca i ten wokal Diamonda , co za kunszt, gość potrafi się wczuć w klimat. I po tym mocnym wejściu słychać burzę i deszcze, wszystko utrzymane w niesamowitym klimacie i po chwili wkracza naprawdę mocny i chwytliwy riff i zaczyna się „The storm”,który jest naprawdę znakomitą kompozycją w której mamy to co najlepsze w KD. Znakomity riff, świetne wokale Kinga oraz zapadający refren. Nie zabrakło ciekawych popisów gitarowych Andiego oraz Mikiego. No i od razu widać że zespół nie próżnował. Dalej mamy kolejny dobry utwór -
Mansion in Sorrow” ,hmm na pierwszej części był utwór o podobnym tytule i podobnej stylistyce. Jest to jeden z bardziej energicznych i szybkich utworów na płycie. Szybki i bardzo melodyjny. Wszyscy muzycy naprawdę zrobili kawał dobrej roboty, ale kto mi utkwił w pamięci to Matt Thompson ,perkusista który fantastycznie wali w gary tutaj i nie tylko, bo w każdym utworze daje z siebie 200 % i to jest słyszalne. No nie można wszystko przepisać tylko jemu bo reszta też stanęło na wysokości zadania. Mocnym punktem tego utworu są naprawdę genialne zmiany temp.
Hmm 1 perełką na tym albumie jest „Miriam” w którym można się delektować pierwszej klasy riffem, który brzmi może i znajomo ale genialności nie można od mówić.
Oczywiście największą rolę w tym utworze odgrywa King, który bardzo umiejętnie zmienia style śpiewania. I trzeba przyznać że każda kompozycja ma w sobie to coś, każda prezentuje wysoki poziom, a co ciekawe żaden utwór nie zasługuje na miano gniota. Już kolejny utwór - „Little One” oczarowuje swoją pomysłowością ciekawe partie gitarowe oraz po raz kolejny Matt zachwyca waląc w gary. Pod względem aranżacji brzmi to naprawdę znakomicie, a dodatki w postaci dziecka wołającego "Mommy" idealnie się spisują w tym utworze . Powiem więcej są one mocną stroną albumu bo czegoś takiego brakowało na jedynce.
Gdybym miał wskazać kolejną perłę na Abigail 2 to wybór by padł na kolejny utwór na płycie- „Slippery Stairs” i tutaj mamy znów znakomity riff, który nieco mi przypomina Megadeth Ale skupmy się na reszcie ciekawszych cechach tego utworu. Choćby popisy wokalne Kinga czy też nie banalne popisy solowe gitarzystów. A najciekawsze jest to, że choć utwór trwa 5 minut to ma więcej zmian temp i zróżnicowanych partii gitarowych niż nie jeden 8 minutowy utwór.
I tak dotarliśmy do „the Crypt” który może troszeczkę odstaję od reszty, ale to już kwestia gustu, bo jest to utwór utrzymany na wysokim poziomie, w którym można się doszukać sporo plusów na czele z riffem czy też partiami Andiego czy mikiego ,ale jednak nieco słabiej wypada na tle poprzednich kompozycji. Kolejną perłą na płycie jest „Broken Glass”- utwór bardzo melodyjny i bardzo przypomina mi styl jaki panował na The Eye! Ciekawa melodia dominuje w tym utworze ,a reszta elementów utworu znakomicie uzupełnia ją. Nawet w tym utworze nie obeszło się bez zróżnicowania kompozycji po przez kombinowanie Kinga wokalnie, czy też zmiany temp.
Powiem wam że najciekawiej się prezentuje końcówka albumu - już „More The Pain”- choć bardziej postawiono tutaj na klimat, to jednak nie tylko to można usłyszeć . Mocne partie gitarzystów oraz wokale Kinga to znakomity tego przykład. Utwór trwa tylko 2 minutki tak więc wraz z biciem zegara która kończy ten utwór, wkracza kolejna perła - „The Wheelchair” i znów mamy tutaj chwytliwą melodię, która zapada w pamięci, bez względu czy się lubi muzykę Kinga czy też nie. I wciąż mamy wysoki poziom pod względem aranżacji a utwór naprawdę wyróżnia się na tle takich utworów jak Little One czy The Storm. Dobrze też się prezentuje „Spirits” który zaczyna się melancholijnie i choć utwór nie należy do najweselszych to jednak niszczy niezwykłymi partiami gitarowymi ,które wg mnie zdominowały kawałek, są po prostu wyznacznikiem potęgi ,wystarczy posłuchać bardzo przyjemnych solówek czy też riffu.
No w końcu dotarliśmy moim zdaniem do najlepszego utworu na płycie, jednego z najlepszych ever- „Mommy” -tym razem tytuł prosty i zarazem przemawiający do mnie,. Tym razem King przeszedł samego siebie i to pod każdym względem. Zacznijmy od tego że jest to najdłuższy utwór na płycie, najbardziej klimatyczny, bardzo mroczny i bardzo efektowny. Znakomicie wypada ten wolniejszy moment . Ale brawa nie tylko Kingowi się należą bo i Matt, Andi czy też Mike ,nawet Hal zachwycają swoją grą. Mądrym posunięciem było wstawienie płaczu, który tylko podwaja nastrój kawałka. Oj gdyby album miał więcej tego typu kompozycji to nie wahałbym się dać oceny maksymalnej. A album zamyka jedno z najlepszych outro ever - „Sorry dear” co tutaj dużo pisać horror metal najwyższych lotów, a ten utwór jest tego najlepszym przykładem.

Tyle jeśli chodzi o to co mamy na albumie, postarałem się wam mniej więcej przybliżyć kompozycje na tym albumie. Więc teraz czas na konkluzje.
Abigail 2 : revenge to naprawdę kawał dobrego horror metalu podanego w formie koncept albumu, gdzie historia jest kontynuacją to jednak wzbudza strach i niepewność co może być dalej. King po raz kolejny nagrał bardzo dobry który choć ma słynny tytuł to się broni nawet w zestawieniu ze swoim poprzednikiem. Album jest równy, sporo interesujących kompozycji i do tego ten klimat który jest tak naprawdę największą bronią tego albumu, bo kompozycje choć dobre ,to czy jednak przebijają te z pierwszych albumów raczej nie. Ale powodów do narzekań nie ma, bo na albumie nie ma gniotów , wszystko się trzyma kupy, nie ma jakiś kombinowań .
Muzycy stanęli na wysokości zadania i to jest słyszalne bo zarówno aranżacje jak i teksty robią wrażenie, a taką przysłowiową wisienką na torcie są różne smaczki w postaci płaczącej dziewczynki, burzy czy też tłukącego się szkła, a to wszytko ciągnie albumu do góry. Czy King Diamond zawiódł ? Jasne że Nie , uważam że nagrał jeden ze swoich najlepszych albumów który można postawić spokojnie tuż za Abigail, them czy tez The Eye Nie wierzycie? Posłuchajcie sami i przekonajcie się na własne uszy że choć najczęściej kontynuacje wielkich hitów są nie udane, to jednak kingowi udało się wybrnąć z honorem i płyta może się podobać a to już wielki sukces. Ode mnie 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz