środa, 27 lipca 2011

BLACK SABBATH - Mob Rules (1981)

Album Heaven and Hell odniósł ogromny sukces no i przed Black Sabbath stanęło nie lada wyzwanie nagrać album, który byłby nie wiele gorszy, a obawy były ogromne bo jednak rok to chyba za mało żeby nagrać arcydzieło.... Jednak był mały promyk nadziei, a mianowicie prawie ten sam skład co na poprzedniku, pisze prawie bo jednak pojawił się Vinnie Appice . W 1981 r światło dzienne ujrzał Mob Rules, który zaskoczył okładką,wg mnie dziwną, ale i też mroczną,choć nigdy mi się nie podobała. Mob Rules uważam za album bardzo dobry, ba nie wiele gorszy od poprzednika. Mamy do czynienia z bardzo dojrzałym materiałem, który nie jest przeznaczony do jednego przesłuchania i czekania na efekt, tą płytę trzeba się delektować dłużej,.bo ciężko wszystko posmakować za jednym uderzeniem. Produkcja albumu tym razem nieco inna , ale jak to fachowo nazwać? Nie ważne, grunt że pasuje do tych kompozycji i nadała innego wymiaru tej muzyce.
Muzycy na czele z Dio są w znakomitej formie to też słychać od pierwszych sekund.
Jednak tym razem album wydaję mi się taki bardziej posępny, ale wszytko zostało bardzo fajnie wyważone i dobrze zróżnicowane bo obok szybkich utworów mamy nieco melancholijne utwory które łapią za serducho.

Dobra koniec pitu pitu lepiej od razu przejdę do zawartości.
Album otwiera hicior Turn up the Night, kawałek oczywiście na miarę neon Nights, żywy , z energicznym riffem, który buja od samego początku. Słychać, że Iommi nie próżnował, oczywiście nie wiele ustępuje mu Ronnie, który wciąż trzyma wysoką formę wokalną. Co mnie wbija fotel, to chwytliwy refren. Natomiast utwór nr.2 to Voodoo, który jest już innym rodzajem kalibru, nie ma już takiej szybkości, ale za to tempo bardzo fajnie buja. W tym utworze zaś mocnym punktem są solówki Toniego. No nie można zapomnieć też o udanym refrenie. Dalej mamy prawdziwą perłę z tego albumu - The Sign Of The Southern Cross przepiękny wstęp akustyczny, a dio tak łagodnie śpiewa że serducho pęka. Po paru sekundach słychać krzyk " Its a The Sign Of The Southern Cross" ,mocny riff Tonniego i z utworu wydobywa się niesamowita energia. Nie da się ukryć że zmiany partii gitarowych oraz wokalnych tworzą z tego utworu arcydzieło. Nawet długi czas-7min jest w tym przypadku na korzyść. Po 3 ostrych utworach można odpocząć przy instrumentalnym E5150 - który przyprawia mnie o dreszcze za każdym razem. Nie wiem czemu ale przypomina on mi lata z Ozzym. Dobra rzecz! No i po 2 minutach słychać już potężny riff The Mob Rules- który jest kolejny zacnym utworem na tym albumie. na swój sposób energiczny i nie taki banalny jak mogłoby się wydawać. Wystarczy posłuchać co wyrabia Iommi ,no kunszt niesamowity.
Kolejnym utworem przy którym słucham w pozycji kolan to Country Girl! Znowu ma wspomnienia z okresu kiedy an wokalu był Ozzy. mocny,fajnie bujający riff, słyszalny bas który niszczy bez względu czy to początek czy koniec. Dio też dużo robi bo nadaje utworowi zajebisty klimacik! Bardzo dobrze prezentuje się Slipping Away- który jakoś tak mało Sabbathowy jest, ale to moje takie osobiste spostrzeżenie . Riff może nie rzuca na kolana, ale idealnie pasuje do reszty z tej płyty. Solówki zaś może nie są jakieś drapieżne, ale błyszczą chociaż pomysłem a to już coś.
Kolejnym mocnym punktem na albumie jest oczywiście Faling Off The Edge OF The World- zaczyna się melancholijnie ,bardzo spokojnie a Dio śpiewa swój tekst jak by wyznawał komuś miłość ogółem bardzo mnie wzruszył w owym początku,jednak miłe myśli przemijają wraz z wejściem riffu .Jest posępnie, mroczno i nawet ciężko. Ale o dziwo utwór przekształca się w szybką bestię . Już przy zwrotkach niszczy partia gitarowa oraz wokal Dio, prawdziwa moc kipi z dźwięków. Album zamyka Over and over- który można za klasyfikować do ballady. Powiem że serce mi się kraja, kiedy słyszę takie utwory. Bardzo dobrze przyrządzona ballada z bardzo efektownymi solami oraz doniosłym głosem Dio który wczuwa się w partie Tonniego odśpiewując swoje partie z wielką pasją. I w takim wielkim stylu kończy się album

Teraz wypadałoby by to jakoś zebrać do kupy i zachęcić tych co może jakimś cudem nie słyszeli tego albumu. No więc mamy do czynienia z kolejnym świetnym albumem tego wielkiego zespołu ,albumem który może nie osiągnął tak wielkiego sukcesu jak heaven and Hell i tak po cichu się zastanawiam dlaczego?Czyżby parcie na inne gatunki? Bo argument, że ten album jest słaby jakoś do mnie nie przemawia,bo krążek jest nie wiele gorszy od poprzednika i to mówię z czystym serce a nie dlatego że mam obsesje na punkcie BS czy też Dio.Czy albumem jest mniej przebojowy? Na pewno nie, jest sporo hitów i to w podobnej ilości co na poprzedniku! Brzmienie? Też nie, jest może inne,ale idealnie pasuje do kompozycji , a to już duży sukces! Stylistyka? I to już chyba prędzej, bo jednak dominują takie nie co bardziej posępne utwory, ale to taki powód na siłę szukany, bo tak naprawdę album jest dla mnie genialny, nieco gorszy od HAH pod tym względem że jednak tamten wyszedł pierwszy i to swego rodzaju świeżość,no tutaj jest to kontynuacja w pewnym stopniu poprzedniej płyty. No i nieco Sliiping Away troszkę jakby odstawał. To tyle jeśli chodzi o plusy i minusy w streszczeniu. Tak czy siak nie znać tego albumu to wstyd, i lepiej to nadrobić czym prędzej bo nie znać takich pereł jak Turn up the Night, Faling Off The Edge OF The World, The Sign Of The Southern Cross; Country girl czy też The Mob Rules to obciach. Nota 9.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz