Brazylia jako scena metalowa jakoś nigdy mnie tak nie zachwycała jak choćby niemiecka. Może dlatego że znam mało, a może znam nie to co trzeba? I tutaj bym zakreślił obie odpowiedzi, bo ani też wiele z tego kraju nie słyszałem, ale po przesłuchaniu zespołu Viper jestem skłonny do poznania inncyh ciekawych zespołów z tego kraju, bo coś czuję że źle oceniałem ten kraj.
Idąc dalej tym tropem, ta scena muzyczna wydała na świat bardzo charakterystycznych śpiewaków bo Brazylijczyka od razu poznasz po głosie, no bo kto umie tak piszczeć jak nie oni? I tutaj nasuwa się od razu przynajmniej mi Andre Matos, którego nigdy może tak nie wielbiłem jak fani jego głosu ,ale doceniałem to co wyprawia ze swoim głosem. Przygodę z nim zacząłem nie fortunnie bo od Angry, w której tylko jego głos mi się podobał, jego głos wręcz przyćmiewał resztę. Słuchając Angry ,nie słuchałem muzyki angry tylko wokal, a to dziwne zjawisko . Ale to świadczy o jego potędze. Dalej były metalowe opery oraz Shaaman. Były też 2 solowe płyty i każda z tych płyt robi wrażenie pod względem wokalnym i muzycznym i każda z nich jest wart wysokich ocen, ale czy to są najlepsze dzieła tego zacnego wokalisty? Przez długi czas Shaaman Ritual miał ten tytuł ,jednak wczoraj to się zmieniło, na korzyść nie jakiego Vipera.
Co mnie skłoniło do zapoznania? Po części Matos , ale głównym powodem była szansa dostania owych albumów to też z niej skorzystałem. Zanim je przesłuchałem obczaiłem youtube, żeby wiedzieć z czym się to je...i zostałem po raz pierwszy powalany i zaskoczony dlaczego ja tego jeszcze nie znam. Od razu wiedziałem, że jest to mocna rzecz i że pewnie jest sławiona przez wielu słuchaczy. Jak się okazało, niestety się myliłem, bo większość obeszła obok tego tematu obojętnie.
Ciekawe dlaczego? Andre Matos znów odsiał? Brazylijski zespół więc trzeba odpuścić ?
Nie wiem brakuje mi pomysłu na odpowiedź na pytanie : dlaczego takie małe zainteresowanie tak wielkim zespołem? Nie wiem, mam nadzieję że wkrótce ją poznam.
Zespół jak widać powstał w 1985 i ma na swoim koncie 7 albumów z czego na razie znam 2 ,a resztę w swoim czasie nadrobię. Zacznę od debiutu - Soldier Of Sunrise Nie wiem czy to ja po prostu się nie znam ,czy po prostu nie wymagam nie wiele. Pewnie znów będziecie narzekać że będzie za wysoka ocena, że to jest wtórne itp Szczerze nie obchodzi mnie to, bo patrzę na siebie i mam zamiar napisać jak odbieram ten album. Możecie wierzyć lub nie ale dawno mnie nic tak nie rzuciło na kolana jak te dwa albumy. Choć słychać w nich wpływy Ironów czy też Helloween, ale bez przesady panowie oni grają naprawdę swoje. W życiu bym ich nie nazwał kalką IM czy też H ,broń Boże. No właśnie muzyka Vipera jest udokumentowana jako speed /power metal i jak się tutaj nie zgodzić, ale nigdzie nie napiszą wam jak oni świetnie to robią. Debiut w ogóle nie brzmi jak debiut, utwory są perfekcyjne, okładka przykuwa oko, wokalista w tym wypadku Matos niszczy obiekty a produkcja , dla jednych będzie powodem do narzekań a dla innych kolejnych plusem na albumie, ja się zaliczam do tych drugich.
Dobra przejdźmy w takim razie do zawartości albumu którą stanowią 9 kompozycji trwających około 30 minut i przyznam się że jest to najkrótszy album jaki słyszałem. Ale uważam to za dobrą rzecz, można w ciągu godziny przesłuchać 2 razy. Album otwiera „Knight of Destruction” znakomity utwór otwiera album. Prawdziwie ostre partie gitarowe, które urzekają nie tylko ostrością ale i też melodyjnością. Normalnie słuchacza bierze na myślenie czy to jest naprawdę debiutancki album, bo brzmi jakby był albumem jakiegoś genialnego zespołu grającego od kilku lat. Tak warstwa instrumentalna wzbudza podziw,a le czy tylko to? No właśnie nie! Nie można zapomnieć o wokaliście- młodziutkim Andre Matosie, który w żadnym wypadku mi nie przypomina to co wyprawiał w Angrze to też od razu chciałbym pod kreślić, że te osoby które nigdy go nie słyszały to na pierwszy kontakt radził bym właśnie albumy Vipera. Matos może nie piszczy, ale jak debiutujący wokalista niszczy nie jednego bardziej doświadczonego wokalistę. Bardzo idealnie pasuje do takiego oldschoolowego grania. Przyjemnie słucha się jak wkracza w wysokie rejestry, ale przy niskich też jest genialnie. No zaskoczył mnie totalnie, bałem się że będą jakieś skomplikowane i piszczące partie a jednak Matos okazał się bardziej wszechstronnym wokalista niż się spodziewałem. Genialny otwieracz to pestka , sztuczka polega na tym że trzeba utrzymać taki sam genialny poziom na kolejnych utworach...no zdziwicie się kiedy usłyszycie po raz kolejny niesamowity utwór, który jest warty sławienia, mowa o „Nightmares” no nie będę nawet próbował wyróżniać któryś utwór ponad resztę bo wszystkie są genialne. A ten tutaj omawiany ma naprawdę znakomite solówki , takich solówek to aż chce się słuchać,chce się do nich wracać. Nie jeden zespół by się ich nie powstydził. Są melodyjne i idealnie zagrane. No i ten Matos śpiewający choćby " Oh Oh' normalnie aż prosi się o owację na stojąco. Pewnie się zastanawiacie jak ma się sprawa Riffu czy tez Refrenu? O tóź moi drodzy czytelnicy są bardziej melodyjne czy tez chwytliwe niż się wam wydaję. Dla mnie Kill. I dotarliśmy do utworu który rzucił mnie na kolana już na youtubie- „The whipper” Kolejny killer! Wydaje się nie możliwe jak na debiut ? A jednak i nie ma się nawet co kłócić w tej sprawie. Szybki riff, znakomita aranżacja i niszczący wokal Matosa. Oj tak , solówki to mocna rzecz w tym przypadku, noż kurde kiedy ja takie solówki słyszałem oh ho ho. No kurde KULT!!! Nie mogę się pozbierać po The whipepr a już zespół mnie atakuje kolejną perłą - „Wings Of the evil”- mógłbym tak naprawdę napisać przy tym jak i przy kolejnych utworach, killer, arcydzieło i co tam jeszcze chcecie. Bo najciężej pisać o albumach , które są pełne killerów,gdzie nie ma na co ponarzekać. Co jest mocne w tym utworze? No wszystko, autentycznie wszystko, refren ,riff , solówki czy też aranżacje. Pewnie wątpicie, a najlepiej się samemu przekonać.
Kolejny utwór na liście to „H.R” tytuł jakże krótki ,ale czy to jest powód żeby go obrzucać błotem, w żadnym wypadku, bo znów mamy przykład kunsztu. Tutaj pozwolę sobie wyróżnić wokal Matosa ,który nawet nieco inaczej śpiewa jak na poprzednich utworach, czy tak potrafi przeciętniak? Wątpię. Przyznam się że najbardziej czekałem na tytułowy utwór który okazał się też najdłuższym utworem na albumie. I znów mamy do czynienia z niesamowitą kompozycją. „Soldier of Sunrise” i co mam wam napisać? Że znowu arcydzieło i genialny utwór?
Że utwór ma prawdziwy popis umiejętności gitarzysty? Że Matosa poradził sobie z takim kolosem? A zresztą sami sobie wybierzcie,bo wszystko jest tutaj prawdziwe. Zanami już 6 kompozycji i zleciało to bardzo szybko nie sądzicie? A jak wiadomo czas szybciej leci, kiedy mamy do czynienia z czymś przyjemnym, czyż nie?No a viper to naprawdę przyjemność najwyższego rzędu, a jeszcze większa jest przyjemność kiedy dostajemy kolejny świetny utwór..”Signs of The Night” ,chyba znów was nie zaskoczę , znów mamy wszystko perfekcyjne, znakomity riff który przykuwa uwagę ,nie tylko pod względem melodyjności, ale też samego pomysłu.
I do znudzenia mógłbym tak wam pisać że to Matos genialny itp , ale oszczędzę wam tego.
Hehe, najbardziej mnie uśmiał tytuł następnego utworu „Killera” ,pewnie dlatego że nasunął mi że mamy do czynienia z Killerem. Ale ile w tym prawdy jest. Nad mienie tylko, że jest to jedyny instrumentalny utwór na płycie i możecie wierzyć lub nie, ale nawet ironi by się go by nie powstydzili. A album zamyka „Law of The sword” który jest tak świetny jak reszta i podobnie jak reszta nie ma wad, nie ma słabych momentów. To się nazywa jazda na maksa.
A gdy album się kończy, ma się nie dosyt, bo mogło by tak lecieć w nieskończoność, ale nie ma powodów do zmartwień,jest przycisk play i można znów się rajcować od początku, albo można też wybrać drugą opcje a mianowicie drugi album Vipera, który trwa tyle samo, a satysfakcja gwarantowana.
W sumie to można by się obejść bez jakiś zbędnych podsumowań w tym wypadku, bo czy ktoś sięgnie po to jeśli nawet zachęcę? Szczerze wątpię ,bo kto jest zrażony do wokali Matosa raczej ominie ten album nawet jeśli napiszę że tutaj śpiewa nieco inaczej niż w Angrze, ale to ich sprawa, nie ma co na siłę zmuszać. A żeby wszystko było jasne i przejrzyste, napiszę krótkie podsumowanie...
Soldier of Sunrise to naprawdę kawał dobrej muzy, arcydzieło i co tam jeszcze chcecie.
Nie ma wad, nie ma wypełniaczy, nie ma grania na siłę. Jest zajebista praca gitar, jest znakomity wokalista, są imponujące solówki, które nawet przez noc nie wyleciały z głowy, jest znakomita oprawa graficzna, a jeśli ktoś ma zastrzeżenia do brzmienia. To chyba nie muszę przypominać ,że kiedyś w latach 60 niebyły lepsze a nie przeszkadzały w sławieniu albumów, więc jeśli chcecie szukać dziury w całym to radzę znaleźć inną wadę. Długo się zastanawiałem nad oceną, mógłbym dać 8.7/10 i być jako tako profesjonalistą, który jest bardzo wyrachowany, ale ja nie ma zamiaru choćby w tym przypadku, bo to byłoby nie zgodne z moi sumieniem, z tym co czuję do tego album oraz w stosunku do innych albumów którym dałem wysoką ocenę, to też jak z największą przyjemnością daje 9.5/10 i pozostaje zachęcić innych którzy nie słyszeli.
Idąc dalej tym tropem, ta scena muzyczna wydała na świat bardzo charakterystycznych śpiewaków bo Brazylijczyka od razu poznasz po głosie, no bo kto umie tak piszczeć jak nie oni? I tutaj nasuwa się od razu przynajmniej mi Andre Matos, którego nigdy może tak nie wielbiłem jak fani jego głosu ,ale doceniałem to co wyprawia ze swoim głosem. Przygodę z nim zacząłem nie fortunnie bo od Angry, w której tylko jego głos mi się podobał, jego głos wręcz przyćmiewał resztę. Słuchając Angry ,nie słuchałem muzyki angry tylko wokal, a to dziwne zjawisko . Ale to świadczy o jego potędze. Dalej były metalowe opery oraz Shaaman. Były też 2 solowe płyty i każda z tych płyt robi wrażenie pod względem wokalnym i muzycznym i każda z nich jest wart wysokich ocen, ale czy to są najlepsze dzieła tego zacnego wokalisty? Przez długi czas Shaaman Ritual miał ten tytuł ,jednak wczoraj to się zmieniło, na korzyść nie jakiego Vipera.
Co mnie skłoniło do zapoznania? Po części Matos , ale głównym powodem była szansa dostania owych albumów to też z niej skorzystałem. Zanim je przesłuchałem obczaiłem youtube, żeby wiedzieć z czym się to je...i zostałem po raz pierwszy powalany i zaskoczony dlaczego ja tego jeszcze nie znam. Od razu wiedziałem, że jest to mocna rzecz i że pewnie jest sławiona przez wielu słuchaczy. Jak się okazało, niestety się myliłem, bo większość obeszła obok tego tematu obojętnie.
Ciekawe dlaczego? Andre Matos znów odsiał? Brazylijski zespół więc trzeba odpuścić ?
Nie wiem brakuje mi pomysłu na odpowiedź na pytanie : dlaczego takie małe zainteresowanie tak wielkim zespołem? Nie wiem, mam nadzieję że wkrótce ją poznam.
Zespół jak widać powstał w 1985 i ma na swoim koncie 7 albumów z czego na razie znam 2 ,a resztę w swoim czasie nadrobię. Zacznę od debiutu - Soldier Of Sunrise Nie wiem czy to ja po prostu się nie znam ,czy po prostu nie wymagam nie wiele. Pewnie znów będziecie narzekać że będzie za wysoka ocena, że to jest wtórne itp Szczerze nie obchodzi mnie to, bo patrzę na siebie i mam zamiar napisać jak odbieram ten album. Możecie wierzyć lub nie ale dawno mnie nic tak nie rzuciło na kolana jak te dwa albumy. Choć słychać w nich wpływy Ironów czy też Helloween, ale bez przesady panowie oni grają naprawdę swoje. W życiu bym ich nie nazwał kalką IM czy też H ,broń Boże. No właśnie muzyka Vipera jest udokumentowana jako speed /power metal i jak się tutaj nie zgodzić, ale nigdzie nie napiszą wam jak oni świetnie to robią. Debiut w ogóle nie brzmi jak debiut, utwory są perfekcyjne, okładka przykuwa oko, wokalista w tym wypadku Matos niszczy obiekty a produkcja , dla jednych będzie powodem do narzekań a dla innych kolejnych plusem na albumie, ja się zaliczam do tych drugich.
Dobra przejdźmy w takim razie do zawartości albumu którą stanowią 9 kompozycji trwających około 30 minut i przyznam się że jest to najkrótszy album jaki słyszałem. Ale uważam to za dobrą rzecz, można w ciągu godziny przesłuchać 2 razy. Album otwiera „Knight of Destruction” znakomity utwór otwiera album. Prawdziwie ostre partie gitarowe, które urzekają nie tylko ostrością ale i też melodyjnością. Normalnie słuchacza bierze na myślenie czy to jest naprawdę debiutancki album, bo brzmi jakby był albumem jakiegoś genialnego zespołu grającego od kilku lat. Tak warstwa instrumentalna wzbudza podziw,a le czy tylko to? No właśnie nie! Nie można zapomnieć o wokaliście- młodziutkim Andre Matosie, który w żadnym wypadku mi nie przypomina to co wyprawiał w Angrze to też od razu chciałbym pod kreślić, że te osoby które nigdy go nie słyszały to na pierwszy kontakt radził bym właśnie albumy Vipera. Matos może nie piszczy, ale jak debiutujący wokalista niszczy nie jednego bardziej doświadczonego wokalistę. Bardzo idealnie pasuje do takiego oldschoolowego grania. Przyjemnie słucha się jak wkracza w wysokie rejestry, ale przy niskich też jest genialnie. No zaskoczył mnie totalnie, bałem się że będą jakieś skomplikowane i piszczące partie a jednak Matos okazał się bardziej wszechstronnym wokalista niż się spodziewałem. Genialny otwieracz to pestka , sztuczka polega na tym że trzeba utrzymać taki sam genialny poziom na kolejnych utworach...no zdziwicie się kiedy usłyszycie po raz kolejny niesamowity utwór, który jest warty sławienia, mowa o „Nightmares” no nie będę nawet próbował wyróżniać któryś utwór ponad resztę bo wszystkie są genialne. A ten tutaj omawiany ma naprawdę znakomite solówki , takich solówek to aż chce się słuchać,chce się do nich wracać. Nie jeden zespół by się ich nie powstydził. Są melodyjne i idealnie zagrane. No i ten Matos śpiewający choćby " Oh Oh' normalnie aż prosi się o owację na stojąco. Pewnie się zastanawiacie jak ma się sprawa Riffu czy tez Refrenu? O tóź moi drodzy czytelnicy są bardziej melodyjne czy tez chwytliwe niż się wam wydaję. Dla mnie Kill. I dotarliśmy do utworu który rzucił mnie na kolana już na youtubie- „The whipper” Kolejny killer! Wydaje się nie możliwe jak na debiut ? A jednak i nie ma się nawet co kłócić w tej sprawie. Szybki riff, znakomita aranżacja i niszczący wokal Matosa. Oj tak , solówki to mocna rzecz w tym przypadku, noż kurde kiedy ja takie solówki słyszałem oh ho ho. No kurde KULT!!! Nie mogę się pozbierać po The whipepr a już zespół mnie atakuje kolejną perłą - „Wings Of the evil”- mógłbym tak naprawdę napisać przy tym jak i przy kolejnych utworach, killer, arcydzieło i co tam jeszcze chcecie. Bo najciężej pisać o albumach , które są pełne killerów,gdzie nie ma na co ponarzekać. Co jest mocne w tym utworze? No wszystko, autentycznie wszystko, refren ,riff , solówki czy też aranżacje. Pewnie wątpicie, a najlepiej się samemu przekonać.
Kolejny utwór na liście to „H.R” tytuł jakże krótki ,ale czy to jest powód żeby go obrzucać błotem, w żadnym wypadku, bo znów mamy przykład kunsztu. Tutaj pozwolę sobie wyróżnić wokal Matosa ,który nawet nieco inaczej śpiewa jak na poprzednich utworach, czy tak potrafi przeciętniak? Wątpię. Przyznam się że najbardziej czekałem na tytułowy utwór który okazał się też najdłuższym utworem na albumie. I znów mamy do czynienia z niesamowitą kompozycją. „Soldier of Sunrise” i co mam wam napisać? Że znowu arcydzieło i genialny utwór?
Że utwór ma prawdziwy popis umiejętności gitarzysty? Że Matosa poradził sobie z takim kolosem? A zresztą sami sobie wybierzcie,bo wszystko jest tutaj prawdziwe. Zanami już 6 kompozycji i zleciało to bardzo szybko nie sądzicie? A jak wiadomo czas szybciej leci, kiedy mamy do czynienia z czymś przyjemnym, czyż nie?No a viper to naprawdę przyjemność najwyższego rzędu, a jeszcze większa jest przyjemność kiedy dostajemy kolejny świetny utwór..”Signs of The Night” ,chyba znów was nie zaskoczę , znów mamy wszystko perfekcyjne, znakomity riff który przykuwa uwagę ,nie tylko pod względem melodyjności, ale też samego pomysłu.
I do znudzenia mógłbym tak wam pisać że to Matos genialny itp , ale oszczędzę wam tego.
Hehe, najbardziej mnie uśmiał tytuł następnego utworu „Killera” ,pewnie dlatego że nasunął mi że mamy do czynienia z Killerem. Ale ile w tym prawdy jest. Nad mienie tylko, że jest to jedyny instrumentalny utwór na płycie i możecie wierzyć lub nie, ale nawet ironi by się go by nie powstydzili. A album zamyka „Law of The sword” który jest tak świetny jak reszta i podobnie jak reszta nie ma wad, nie ma słabych momentów. To się nazywa jazda na maksa.
A gdy album się kończy, ma się nie dosyt, bo mogło by tak lecieć w nieskończoność, ale nie ma powodów do zmartwień,jest przycisk play i można znów się rajcować od początku, albo można też wybrać drugą opcje a mianowicie drugi album Vipera, który trwa tyle samo, a satysfakcja gwarantowana.
W sumie to można by się obejść bez jakiś zbędnych podsumowań w tym wypadku, bo czy ktoś sięgnie po to jeśli nawet zachęcę? Szczerze wątpię ,bo kto jest zrażony do wokali Matosa raczej ominie ten album nawet jeśli napiszę że tutaj śpiewa nieco inaczej niż w Angrze, ale to ich sprawa, nie ma co na siłę zmuszać. A żeby wszystko było jasne i przejrzyste, napiszę krótkie podsumowanie...
Soldier of Sunrise to naprawdę kawał dobrej muzy, arcydzieło i co tam jeszcze chcecie.
Nie ma wad, nie ma wypełniaczy, nie ma grania na siłę. Jest zajebista praca gitar, jest znakomity wokalista, są imponujące solówki, które nawet przez noc nie wyleciały z głowy, jest znakomita oprawa graficzna, a jeśli ktoś ma zastrzeżenia do brzmienia. To chyba nie muszę przypominać ,że kiedyś w latach 60 niebyły lepsze a nie przeszkadzały w sławieniu albumów, więc jeśli chcecie szukać dziury w całym to radzę znaleźć inną wadę. Długo się zastanawiałem nad oceną, mógłbym dać 8.7/10 i być jako tako profesjonalistą, który jest bardzo wyrachowany, ale ja nie ma zamiaru choćby w tym przypadku, bo to byłoby nie zgodne z moi sumieniem, z tym co czuję do tego album oraz w stosunku do innych albumów którym dałem wysoką ocenę, to też jak z największą przyjemnością daje 9.5/10 i pozostaje zachęcić innych którzy nie słyszeli.
Włosy mi dawno wypadły dzieci dorosłe ale gdy słyszę ten debiut to czuję się tak jak bym miał znowu 21 lat jak dla mnie od lat Holy Grail 10/10
OdpowiedzUsuń