sobota, 2 lipca 2011

HELLOWEEN - Keeper of The seven Keys Part I (1987)

Po zajebistym Walls Of Jericho. Pan Kai Hansen nie wytrzymał i zrezygnował z śpiewania, wolał się skupić na grze na gitarze. Mikrofon objął Michael Kiske z Ill Prophecy.
No i tak w takim składzie: Michael Kiske: wokal, Kai Hansen: gitara prowadząca, Michael Weikath: rytmiczna gitara, Markus Grosskopf: bas, Ingo Schwichtenberg: perkusja.
Panowie weszli do studia aby zarejestrować nowy album KEEPER OF THE SEVEN KEYES part1 , który został wydany 1987. pierwotnie miało to być podwójne wydawnictwo jednak Noise records nie wyraził zgody, bo nie było wiadomo jak przyjmie się owe dzieło, a też nie każdego było stać w tych ciężkich czasach na podwójne lp. Album zdobi ładna okładka ponownie narysowana przez karczewskiego, jedna z ładniejszych okładek w historii metalu i koncepcją na nią miał nie kto inny jak Kai Hansen. W roku 1987 Helloween dokonał czegoś niemożliwego. Stworzył wielkie dzieło, które w pisało się do kanionu sceny metalowej po wszech czasy. Ich albumu Keeper 1 oraz 2 stały się wzorem dla wielu kapel, który przede wszystkim grają power metal oraz inne dziedzinie metalu melodyjnego. Jest to album tak kultowy jak „The number Of The Beast” Ironów, czy „Painkilleer” judasów.Ten album stał się ostoją zespołu i bez wątpienia przepustką do kariery.
Mistrz Kai Hansen zadbał o to, żeby album był doskonały pod każdym względem co mu bez wątpienia wyszło. Każdy numer na tej płycie, to już kultowy kawałek, istne pomniki power metalu.

Album rozpoczyna świetne intro „Innitation”- jedno z lepszych intr jakie słyszałem. Jest melodyjny i zachwyca przede wszystkim aranżacją Kai'a Hansena. Trzeba przyznać bardzo przyjemny klimacik ma ten utwór, aż ciarki przechodzą. I już po paru sek wkracza hansenowski riff- „I'm Ailve”.Ostry riff rozpoczyna ten utwór, bardzo melodyjny i porywający. Na uwagę zasługuję głos Kiske. Brzmi tutaj idealnie, jest to chyba najlepszy album w jego wykonaniu.
Refren również bardzo konkretny, ale to solówki świadczą o tej potędze. Kai przeszedł sam siebie, solówki brzmią bardzo świeża i kopią tyłek że aż miło. Solówka momentami ociera się o neoklasyczne zacięcie. Takich solówek ni można już usłyszeć ani w Helloween, w Gamma Ray też niestety. Idąc za ciosem mamy utwór klasyk - „A Little Time”- utwór autorstwa Kiskiego.
Fajny klimat trzyma utwór, zajebiście chodzą gitarki, no i ten wokal. Kiske świetnie przechodzi od niskich partii do tych wysokich no i ten falset. To jest jego znak rozpoznawczy. Kolejny raz utwór ma świetny refren. Chciałbym usłyszeć to w wykonaniu Derisa. Dalej mamy killer autorstwa Hansena- „Twilight of The gods”- świetna solówka rozpoczyna kawałek , a potem wchodzi ten piekielny riff, znów słychać grę Hansena i jego unikatowy talent. Kawałek bardzo melodyjny, przepiękna współpraca gitarzystów od razu słyszalna. Kiske w tym utworze robi świetną robotę.
Kolejny utwór , w którym są mistrzowskie solówki. A refren to już dla mnie istny hymn Helloween .Tak powinien brzmieć właśnie power metalowy killer. Kolejny klasyk to ballada autorstwa Weikatha- „A tale that wasn't Right”.Rzadko tego doświadczam, ale to nagranie tak łapie za serducho , że aż miło.Jedna z ładniejszych ballad jakie słyszałem w swoim życiu. Przyznam się że Deris też nieźle radzi sobie z tym utworem. Refren jest bardzo wzruszający, czyż nie???
Panie i panowie, czapki z głów, bo wkracza utwór najbardziej znany, istna wizytówka zespołu. „Future World”- właśnie tym utworkiem Hansen wpisał się na zawsze do zespołu, bo jest on grany na KAŻDYM koncercie. Najpierw wkracza riff Kai'a , a potem dochodzi gitarka Weikiego.
Po chwili dołącza się zajebisty głos Kiskiego( nikt lepiej tego nie zaśpiewał ani Deris ani Kai) Utwór niszczy tym swoim niesamowitym refrenem w którym przepięknie piszczy Michael!
Potem znowu niesamowita zwrotka, która potęguje moc.Każdy muzyk odegrał tutaj swoją rolę. Ale największa brawa dla Kai i Kiskiego! Bardzo lubię moment w którym wokalista piszczy ahhhh(tutaj lepiej śpiewa Kai na koncercie alive 95) .Na sławę zasługują te solówki, które są dla mnie klasykiem w najczystszej postaci. Dalej mamy kolejny klasyk, morderczy 13min killer- „Halloween”- oczywiście autorstwa Ka'a.Nie rozpisując się - jest to najlepszy kawałek na tej płycie i na pewno jeden z najlepszych w ich karierze. Pełno jest tu melodii, świetnych solówek oraz zmian temp. Chwała Kiske za to co tu wyprawia. Dark moor również fajnie to przerobił.
A jeśli chodzi o wykonaniem z Derisem, to tez nie jest źle, aczkolwiek najlepiej brzmiało to z Kiske. „Follow The Sign”- outro, przyjemne są tu solówki Kai'a. Poza tym fajny klimat ma ten utwór taki nieco bajeczny.

Podsumowując Helloween wydał jeden z najlepszych albumów w swojej karierze, który tak naprawdę otwarł mu furtkę do wielkiej kariery, co więcej stał się on wzorem do naśladowania dla wielu kapel. Co najciekawsze album wciąż brzmi świeżo po dzień dzisiejszy. Często wracam do tego klasyka, bo jest naprawdę warto posłuchać tego arcydzieła, kto nie słyszał, to radzę to nadrobić, bo wstyd nie znać. 10/10 jeden z moich najważniejszych albumów, które słyszałem w swoim życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz