piątek, 15 lipca 2011

GRAND MAGUS - Iron will (2008)

Ciekawe czy pamiętacie dzisiaj Iron Will , ciekawe czy wracacie tak często jak ja?
Tutaj nie ma wątpliwości, że większość odpowiedzi była by pozytywna, ale nie jest to oczywiście niespodzianką bo album jest wyśmienity i nawet upływ czasu mu nie szkodzi, pamiętam jaką furorę wywołał na poprzednich forach i myślę że to nie było tymczasowe zauroczenia a jednak coś więcej, a mianowicie kolejny ponadczasowy album jeśli chodzi o rok 2008 i właśnie to właśnie ten album będzie tematem mojej kolejnej recki.

Doom czy heavy metal? O to jest pytanie. Od tego pytania, tej myśli chciałbym zacząć, bo zawsze gdy słucham tego albumu to właśnie to pytanie nęka mój umysł. Bo zespół znany jako doom metalowy Grand Magus nagrywa w swojej karierze taki Iron Will i tutaj robi się mętlik w głowie czy to jest doom metalowy album czy raczej heavy metalowy?
Myślę, że trzeba będzie to poddać dogłębnej analizie. A póki co chciałbym też zwrócić uwagę, że takich albumów jak ten nie było zbyt wiele i choć rok 2008 był bogaty w różne powerki i thrashe to jednak jakoś pod względem doom czy też heavy metalu czegoś równie genialnego i ponadczasowego nie było. I uważam że po dzisiejszy dzień że mamy do czynienia z perfekcyjnym albumem i to pod każdym względem. I myślę że was nieco wprowadziłem w temat więc skupmy się na tym co prezentuje ten znakomity album.

Przepiękna okładka od razu nasuwa mi przynajmniej, że jest to album doom metalowy , ale w tym wypadku nic co jest widoczne nie jest tym czym mogło by się wydawać. Ale ma swój klimat oraz została świetnie narysowana a takie rzeczy przyciągają słuchacza, który nie ma pojęcia co do tego zespołu czy tego co gra, jest to jedna z cech który podpowiada przy kupowaniu w ciemno. Dobra kolejną rzeczą jest to, że gdy skupimy się na trackliście to widać że album składa się z 9 utworów liczących 40 minut co dla mnie jest plusem . I zaraz przyjdzie pewnie jakiś osobnik i będzie twierdził że to stanowczo za mało ,że album jest krótki albo coś. Ale powiem wam, że mnie właśnie najbardziej rajcują takie 40 minutowe albumy, bo nie męczą są wyważone co do czasu trwania i nie czuć granie na siłę czy coś a trzeba wspomnieć, że największe albumy metalu to te które liczyły 40 minut. A co można powiedzieć o samej muzyce? Jest to jeden z tych albumów który jest naprawdę równy i nie ma wypełniaczy a sama muzyka jaką tutaj słychać jest naprawdę wysokich lotów i powinno to rozruszać nawet najbardziej sztywnego słuchacza.
Nie am wypełniaczy ,ale sa za to killery i mamy ich tutaj naprawdę sporo i jeden mocniejszy od drugiego.

Już na pierwszy odstrzał wylądował jeden z moich ulubionych utworów na tym albumie -
'Like the Oar Strikes the Water” i jest to przykład arcydzieła. Znakomity otwieracz, który ma to coś co posiada cały album , coś co wyróżnia ten krążek na tle innych a mianowicie klimat. Prawdziwy czad, czuć mrok oraz takie nieco wikingowi klimat. Już sama ta melodia przyprawia mnie o dreszcze, ale trzeba przyznać że mamy tutaj iście heavy metalowy riff który wpada natychmiast do głowy bo jest prosty i bardzo melodyjny. Więc gdzie tutaj doom spytacie? Ano echa są , a mianowicie brzmienie oraz sam wydźwięk gitary tej prowadzącej. No ale specjalistą w tej dziedzinie nie jestem, ale jak na mój słuch to właśnie te momenty mają cechy dooom metalu.
A co do solówek i refrenu to muszę przyznać, że zespół odwalił kawał dobrej roboty bo jak je słucham to tylko z pozycji kolan.Podobne cechy ma kolejny utwór - „Fear is The key” no właśnie znów jest bardziej heavy niż doom i to słychać w każdej sekundzie i już sam wstęp znów mocny , ostrym wejściem perki. Znów mamy chwytliwy riff oraz zapadający w głowie refren.
Oczywiście podobnie jak w otwieraczu tak i tutaj ku genialności ciągnie owe kompozycje nie tylko perkusista czy też gitarzysta ,ale właśnie wokalista, który imponuje nieziemskim głosem . Czego można chcieć więcej poza kolejnym znakomitym utworem? Ano niczego , bo nie można ulepszyć czegoś co jest już doskonałe. Najbardziej doomowym kawałkiem na płycie jest 40 sekundowy instrumentalny - „Hovding” który może nie ma w sobie nic specjalnego, ale ten klimat i dźwięk gitary robi przynajmniej na mnie ogromne wrażenie. Nie raz chyba wspominałem jak dla mnie znaczenie ma dla mnie tytułowy utwór, który musi być kwintesencją albumu, stylu zespołu czymś ponad wymiarowym , czymś co rzuci na kolana największego pozera i myślę że prawdziwą maszynką do zabijania jest właśnie tytułowy utwór- „Iron Will”,który przyciągnie nie jednego fana Manowar. Ano tak , słychać tutaj samych królów metalu ,a to za sprawą wolnego tempa,wybijającej się partii perkusyjnej oraz true metalowego riffu, którego nie powstydziłby się sam Manowar. Już sam wstęp prosi się o owację na stojąco, mocny riff oraz ta perka prawdziwy kunszt. Dla mnie jest to nr.1 spośród wszystkich tych znakomitych kompozycji, które sieją spustoszenie.
W przeciwieństwie do tytułowego ,”Silver Into Steel” zaczyna się spokojnie i jest to prawdziwa zmyłka bo właściwie utwór nie odbiega stylistyce poprzedniego. Znów nieco wolniejsze tempo , mocny heavy metalowy riff oraz niesamowity refren, to tylko jedne z wielu zalet tego utworu.
O kolejnym utworze pozwolę sobie mówić jako najostrzejszym bo właśnie „The shadows Knows” za taki uważam . Co mnie chyba najbardziej dziwi że nie wiem czemu ale refren kojarzy mi się z jednym z wielkich utworów Mike Oldfielda , ale to akurat jest mniej istotne . Istotne jest to że to jest jakby nieco szybszy utwór od pozostałych, ale o jakimś speed metalu nie ma mowy. Po prostu utwór ma nieco szybszy riff oraz nieco żywsze partie gitarowe. Ale co mnie rozwaliło w tym utworze to oczywiście refren który jest pierwszorzędny. I choć dominuje na albumie heavy metalowe wcielenie to jednak i miejsce dla doomu się znalazło bo o to kolejny utwór „Self Deceiver” czyli prawdziwa uczta dla fanów tego gatunku i jest to jeden z takich typowych tworów doom metalu. Ciężki riff,mroczny klimat oraz wolne tempo i mamy tutaj full wypas.
W podobnej stylizacji jest utrzymany „Beyond Good and Evil” w którym też słyszę więcej doom metalu czy też heavy metalu, ale tego ostatniego tez tutaj jest w małych ilościach ale jest ,to też słychać. A album zamyka niby 9 minutowy „I Am the North” pewnie się głowicie dlaczego piszę niby? Bo tak naprawdę po 5 minutach mamy...cisze. Jeśli chcieli zaskoczyć słuchacza to im się udało. Ale pomijając ten mały szczegół, utwór znów bardziej osadzony w stylizacji heavy metalowej, stalowe partie gitarowe oraz waleczne partie wokalne który zagrzewają do bitewnych unoszeń i to wszystko pobudza niszczący wokalista, który jak widać nie zna co przeciętniactwo czy słaba chwila. Wers za wersem serwuje naprawdę prawdziwą dawkę niesamowitych popisów wokalnych. Świetne zakończenie albumu sprawia że nie sposób zapomnieć o tym co się słyszało.

Wracając do pytania stawionego na początku, można by rzec że zarówno jedna jak i druga opcja tutaj pasuje, jednak ja się przy chylę do drugiej,że jednak Iron Will to album bardziej heavy metalowy niż doom metalowy co nie zmienia faktu że słuchacze oby dwóch gatunków mogą śmiało sięgać po ten album, bo jest to wybuchowa mieszanka i doomu i heavy. A sam album zatryumfował w ubiegłym roku, bo poderwał swoją lekkością i genialnością sporą rzeszę słuchaczy, którzy cenią perfekcję i nie banalność jeśli chodzi o kompozycję a to już spory sukces, bo ten album zebrał sporo pochlebnych ocen i opinii ale czy w takim wypadku można postąpić inaczej?
Moja ocena za wyczyn Grand Magnus w roku 2008 wynosi 9.5/10

1 komentarz:

  1. Jak usłyszałem ten album po raz pierwszy po prostu byłem oczarowany :) Fantastyczna muza. Dla mnie jeszcze lepszy jest następca - "Hammer of the North". Arcydzieło!! Niestety ostatni CD ("The Hunt") mimo, że wciąż świetny już nie ma tego czegoś...

    OdpowiedzUsuń