piątek, 15 lipca 2011

PEGASUS - The epic quest (2006)

Nawet nie macie pojęcia ileż to jest zespołów o nazwie Pegasus. Jednakże ja bym chciał się skupić na zespole z Niemiec. Założony w 1993r i mający na koncie album Fantasy” wydany w 2001 roku. W roku 2006 miał premierę kolejny i zarazem ostatni album, który został nazwany „The Epic Quest” no i jak sama nazwa wskazuje zespół gra symfoniczny power metal z elementami epicznymi. Mamy tutaj sporo melodyjności oraz męsko- damskie wokale. Męski to taki growl w stylu black metalu. Co ciekawe album sprzedał się całkowicie i po pięciu latach wytwórnia MMD podjęła kroki ab y jeszcze raz wydać album. Z okładki a także z tytułu można także łatwo zgadnąć jakie tematy będzie poruszał krążek. Smoki, epiczne i bitewne powieści są tutaj na porządku dziennym. 14 utworów wypełnia album co daje łącznie koło 50 minut.

Zaczyna się dość dobrze bo od melodyjnego intra w postaci „Return to Fantasy” no tak słychać nawet chwytliwą melodię zagraną na pianinie. Mija minuta i już zaczyna się właściwa muzyka. „Overlord” to szybka jazda bez trzymanki. Jest i melodyjny i nawet chwytliwy riff, ale śmieszne jest brzmienie co sprawia że brzmi to nieco rzemieślniczo. Wokale nadają utworowi trochę mocy. Dynamiki nie mogę im odmówić. Solówki jak to solówki są ok, ale nic ponad przeciętną. Najlepiej wypada z tego wszystkiego zapadający refren. „Farewell” tutaj mamy taki dość prosty i porywający riff, ale główna rolę odgrywają nie gitary, a klawisze. Większą rolę otrzymała też Marie Jenne. Ogólnie kawałek nieco inny od poprzedniego pomimo podobnej koncepcji, podobnej struktury. Więcej tutaj zalotów pod symfoniczne granie. Partie klawiszowe są naprawdę atrakcyjne, co słychać także podczas solówek. No i można mówić o pierwszym mocnym punkcie albumie. Dla mnie jest to jeden z ciekawszych utworów. Epika daje o sobie znać w „Riot Of The Highlords” choć jest to krótki przerywnik liczący sobie niecałe 50 sekund, ale kawałek zagrzewa do walki. Innym kawałkiem jest „Dark Times” tutaj kontynuowane jest epiczne granie z tego przerywnika. Jest wolne tempo i growl i nawet to pasuje do epicznego grania, choć takie granie wymaga wokalistę z prawdziwego zdarzenia. Coś co by podbiło ową podniosłość, waleczność i epickość. Najlepszym tutaj momentem są solówki, które ukrywają sporą dawkę melodii, zas reszta pozostawia spory niedosyt. No bo czy ten refren tutaj wylatujący z głośników porywa do walki? No nie. Bardzo spodobał mi się taki o prostej budowie 'Paladin”. Pełen surowości i dzikiego grania. Oczywiście nie jest to pozbawione atrakcyjnych melodii i wszystko jest przemyślane, jak dla mnie jest to kolejny taki mocny punkt albumu. Nawet refren taki przemawiający do słuchacza. Znowu bardziej symfoniczny jest taki „Queen Of Elves” w którym dominuje damski wokal. Nieco inny pomysł, ale poza kilkoma fajnymi motywami, chórkami i melodiami, znów spory niedosyt pozostał, bo kawałek miał szansę być czymś więcej. No i nieco urozmaicają album instrumentale, pierwszym z nich jest „Painful Dreams” gdzie nie ma tutaj jakiś popisów muzyków, a raczej nastawienie na klimat. Bez wątpienia jednym z ciekawszych utworów na albumie jest „Dragons Of Hope”, który jest zupełnie czymś innym. Jest przepych instrumentów, sporo dawka melodii, ale wyzbyto się całego tego drapieżnego grania na rzecz wolniejszego i bardziej klimatycznie. Warstwa instrumentalna wprawia w zachwyt, a to flet a to klawisze i wiele innych fajnych dźwięków. No szkoda, że więcej takich utworów nie otrzymaliśmy bo to jest prawdziwy killer na tym albumie, pomimo że nie jest ani ciężki ani dynamiczny. „The Challenge” no tutaj się uśmiałem, bo początek zabrzmiał jak kawałek z dyskoteki, lub ze starej gierki, może i pomysłowe, ale w ogóle jakoś mało atrakcyjnie, choć melodyjności tutaj nie brakuje. Ale nie w taki sposób, nie poprzez komercję. No nie mogło zabraknąć na epickim albumie, utworu liczącego sobie 8 minut, a tutaj taką rolę spełnia”Dungeon Master - Part 3”. Trzeba przyznać że utwór jest na swój sposób atrakcyjny. Jest szybki riff i stonowanie podczas zwrotek. Dobry pojedynek męskich z damskimi wokalami. Refren też zaliczam do tych najlepszych na płycie. Melodii też jest tutaj sporo i są one bardzo atrakcyjne. Oczywiście zespół nie zapomina o zmianie motywów i urozmaiceniu utworu. Bezapelacyjnie najlepszy kawałek na płycie. Drugim instrumentalem jest „The Battle Is Won” i jest on podobny do tego pierwszego. No i proszę końcówka zrobiła się pasjonująca bo utwór o tytule „End Of The Quest” to też czołówka tego albumu. Jest dynamika i świetnie wyeksponowane klawisze. No jakby taki byłby album to kto wie jakie oceny by się posypały. Klawisze idealnie współgrają z melodyjnym i dynamicznym riffem. Wokale tez jakieś takie bardziej przekonujące. Refren i cała reszta po prostu jest przyjazna dla słuchacza. No miło się tego słucha i można tylko żałować że z taką pasją zespół nie grał przez cały album. Poza tymi utworami można się spotkać z 2 bonusami, z których najważniejszy jest „Midnight Past”, który jest bardzo epicki i zagrany w wolniejszym klimacie. No i jest to kolejny dowód na to, że zespół ma mimo wszystko potencjał. Chórki i klawisze to wszystko napędza ten utwór, więc jeśli macie możliwość to posłuchajcie sobie tego kawałka.

Zespół jest mało znany i w sumie nie ma się czemu dziwić bo jest to druga liga grania symfonicznego power metalu. Z tym, że band ma potencjał na coś więcej. Gdzieś coś dzwoni, ale nie wiadomo w którym kościele. Powiem tak zmienić męskiego wokalistę i wybrać gościa z prawdziwego zdarzenia, popracować nad samymi kompozycjami może wtedy będziemy mieli szanse usłyszeć coś więcej, coś co nas zmiecie. Póki co mamy dobry krążek, który można posłuchać sobie w wolnej chwili, ale jest to album gdzie w przypadku nieznajomości, też wiele nie tracimy. Szkoda, że zespół w niektórych utworach nie dopracował niektórych elementów, ale wiele razy można by pisać szkoda, szkoda, szkoda. Ale nie żałuje że przesłuchałem tego albumu. Toteż Nota nie inna jak 6.5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz