środa, 6 lipca 2011

CRYSTAL VIPER - Legends (2010)


Jedne zespoły nie mają rozgłośni, nie należą do wielkiej wytwórni i musi przyciągnąć do siebie fanów za sprawą genialnego krążka. Zaś inne zespoły mają rozgłos, należą do wielkiej wytwórni. Mało tego właśnie ci drudzy są chwaleni, są zapraszani na festiwale i nagrywają albumy, które mimo że są dobre to i tak mają zbyt. Takim zespołem jest Crystal Viper. Nie powiem fajnie grali początkowo. Debiut i potem Metal Nation. Fajnie, że polski zespół potrafi grać klasyczny heavy metal i do tego potrafi się wybić z tym za granicą. Lecz uważam, bardziej odnoszą właśnie sukcesy dzięki promocji. Grają wtórnie to fakt, oklepanych patentów jest pełno a to coś z Accept, a to z Manowar, Warlock, X-Wild czy Running Wild. Zespół ani nie myśli o oryginalnym wkładzie. Jasne zawsze znajdzie się zbyt, zawsze znajdzie się słuchacz, które to kupi w ciemno. Crystal Viper szybko wydaje swoje krążki w 2009r Metal Nation, 2010r koncertówka Defenders Of The Magic Circle - Live In Germany" a w roku tym samym światło dziennie ujrzał „Legends”. Dlaczego legendy, a bo zespół postanowił oprzeć warstwę liryczną albumu o pewne mity i legendy, które krążą w na pomorzu, a są to choćby m.in. mit o obronie góry zamkowej, legenda o Czarnym Lewiatanie, czyli piracie Morza Bałtyckiego, czy też legenda o statku widmo, który ukazuje się w okolicach Słupska, czy też historia o pomorskiej Śmiertnicy. Wszystko ładnie i do tego okładka w stylu Grim Reaper. Okładka akurat to stały mocny punkt tego zespołu, nie jeden polski, nawet europejski zespół chciałby mieć takie ładne okładki. Produkcją zajął się znów Bart Gabriel i zrobił dobrą robotę, ale o dobre brzmienie w współczesnym świecie nie trudno. Podobnie jak na poprzednim albumie tak i w tym wzięli udział znakomici goście: Rhino (Manowar), Stefan Kaufmann (U.D.O), Mat Sinner (Primal Fear)oraz Sven D'Anna i Dano Boland(Wizard). To mnie też już zaczyna nieco nudzić, czy zespół potrzebuje chwytu marketingowego, żeby przyciągnąć słuchaczy no i jeszcze „Tv war” cover Accept. Czyżby czuli, że ich własny materiał jest za mało atrakcyjny?

Intro w postaci „The Truth” jest niczym szczególnym, ot takie sobie otwarcie albumu. „The Ghost Ship”. Od pierwszych sekund mamy ten sam Crystal Viper, te same patenty tylko zmieniają się melodie i refreny. Oklepane to do bólu, ale nawet miło się tego słucha. Jest melodyjna sekcja rytmiczna i jest to nawet chwytliwe. Co jest bolączką tego utworu jak i całego albumu to wokal, a raczej język angielski Marty. Coś strasznego, to brzmi momentami jak japoński. Utwór może się podobać, a to już nie lada wyczyn. Jednak, tym którzy szukają czegoś więcej niż oklepane granie i odgrzewane kotlety to w tym momencie, mogą dalej nie słuchać dalszej części, bo tam nic nowego nie będzie, ot co kolejne rzemieślnicze granie pod swoich idoli z dzieciństwa. „Blood Of Hereos” jest tym jednym z najlepszych utworów na albumie. Sporo zespołów się tutaj kłania, każdy coś znajdzie dla siebie. Najbardziej podoba mi się refren, taki waleczny i nieco taki surowy. Reszta jest znów prosta, a raczej wiejska. Mamy i szybkie tempo, ale owe melodie momentami mogą irytować.
Album promował „Greed is Blind” ot co kolejne zagranie pod Manowar czy pod inne z wcześniej wymienionych przeze mnie zespołów. Nie podoba mi się riff, ot jakiś taki nijaki. Refren ujdzie w tłoku, choć też niczym specjalnym nie jest. Niestety ale jakieś to zbyt prostackie, znów melodie jakieś takie nie wyszukane i brzmią banalnie. Średnie granie dla mało wymagających słuchaczy. O ile na poprzednim albumie była dość ciekawa ballada o tyle tutaj jest nudna ballada w postaci „Sydoria Bork”. Marta męczy wokalnie, melodia nic nie wnosi do kawałka. Zresztą nie ma tutaj nic ciekawego, nie ma ani klimatu, ani podniosłości, refren nie chwyta. Dno. W takim „Goddes of death” słychać troszkę Running Wild z lat 80, zwłaszcza Death or Glory się kłania. No może i jest to miłe w odsłuchu, a to za sprawą oklepanej melodii i do tego te średnie tempo. Wszystko jest dobrze zagrane i jedyną przeszkodą jest wtórność. Utwór dobry i nic ponadto. Szkoda, bo zespół wie jak grać , wie jak dobierać melodie szkoda że nie może dać więcej od siebie. Moim jedynym ulubionym utworem z tego albumu jest „Night of Sin”, który również posłużył jak materiał do promocji w postaci klipu. Najwidoczniej nabrałem się na szybkie, żwawe tempo, chwytliwy refren oraz dynamiczne granie podczas zwrotek. Proste, ale złapało. Nawet jakoś wtórność nie przeszkadza. Manowar daje o sobie znać w „Secret of Balck Water” lecz poziom nie ten, moc nie ta i wokal nie ten. Amatorom może i się spodoba. Bo innym to już nie. Smętne tempo otoczone nie atrakcyjnymi melodiami i jeszcze ten refren, który nic nie wnosi do utworu. Czy nie można było tego zrobić lepiej? Na poprzedniej płycie nie mieli problemu z długim utworem. „Man of Stone” ja wiem Running Wild jest zajebisty, ale bez przesady. Zaczyna to brzmieć jak tribute. Jasne można się cieszyć, że zespół gra energicznie, zróżnicowanie, zmienia tempa i gra melodyjnie. Jedna jest to granie które się nadaje do jednorazowego odsłuchu. W tym utworze najbardziej podoba mi się refren jakiś taki nie wymuszony tym razem i nawet chwytliwy. „Black Leviathan” toż to znów uśmiech w stronę fanów RW. Ta ekipa Kasperka zawinęła do portu, to Marta chyba stara się przejąć fanów Rock'n Rolfa. Cała warstwa melodyjna, rytmiczna i do tego ten tekst. Tak jak nie granie na granicy plagiatu to cover tym razem „Tv war” i w tym aspekcie zespół nigdy nie zawodził. Jest to kolejny mocny cover, który można równać z oryginałem.

Legends pod względem estetycznym i samego grania, nie patrząc na nic ani na nikogo jest dobre, bardzo dobre i może robić wrażenie. Jednak jak sobie słucham tego to skojarzenia są nieuniknione. Nie mam nic do zapożyczeń, ale trzeba to robić z głową i podać w atrakcyjny sposób, tutaj tego nie ma. Kompozycje nie są równe, nie które nudzą i irytują, a pamiętam jak w 2009 r miło mi się słuchało takiego „Metal Nation”. Album słabszy od poprzednich albumów, ale fani klasycznego heavy metalu już pewnie zacierają rączki. No cóż są różne gusta i nie którym to wystarcza, mi nie. Mam nadzieję, że zespół odświeży formułę i stworzy coś lepszego. Nota 5.5/10

3 komentarze:

  1. Dla mnie obok "Metal Nation" to ich najlepszy krążek. Do mnie trafia bardziej od debiutu czy najnowszego CD.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Night Of Sin" sprawia że reszta utworów jest dla mnie mniej wyrazista. Nie równy ten album jak dla mnie i mało przebojowy, ale to moje odczucia.

    OdpowiedzUsuń
  3. :) to Ciekawe co piszesz. Mnie na przykład wydaje się, że jest najbardziej przebojowy ze wszystkich ich albumów. Nawet takie zarzuty mieli recenzenci, że za przebojowe, że za ładne to CD:) No, ale każdy słuchacz inaczej odbiera dany krążek.

    OdpowiedzUsuń