czwartek, 7 lipca 2011

BRAZEN ABBOT - Bad Religion (1997)

A co gdyby tak się spotkało 3 znakomitych wokalistów? Jeden znany z występów w Rainbow i Depp Purple – Joe Lynn Turner, drugi znany z występów w Candlemass i Stormwind - Thomas Vikström, trzeci zaś znany przede wszystkim z występów u boku genialnego Yngwiego Malmsteena - Göran Edman. Do tego wszystko wykreowane przez producenta i dość utalentowanego muzyka Nikolla Kotzeva. Jego zespół czy też projekt zwany Brazen Abbogat, nie jest może tak popularny u nas, a mimo jest to zespół dość ciekawy, bo wzorujący się na działaniach Deep Purple i nie tylko. Najbardziej dominującym gatunkiem na płytach to Hard Rock, czy Aor, ale nie tylko. Pewnie się zastanawiacie co wyszło z tej niebezpiecznej mieszanki, z której powinno wyjść przynajmniej coś bardzo dobrego. W roku 1997 wyszedł „Bad Religion” i to właśnie ten album będzie przedmiotem owej recenzji. Tutaj aż widać po informacjach, że tak naprawdę to Nikolo Kotzev jest mózgiem całego przedsięwzięcia. Dlaczego? Nie dość że napisał wszystkie utwory, to jeszcze zajął się masteringiem i produkcją. Czy to wyszło akurat na dobre albumowi? Pozostawię was z tym pytaniem samych. Ja przejdę do dalszej części recenzji, a mianowicie opiszę jak przedstawia się dany kawałek.


Całość otwiera „The Whole World Is Crazy” utwór, w którym to swojego wokalu udziela nie kto inny jak Turner. Całość utrzymana dość w takim tajemniczym klimacie i słychać nutkę Deep Purple a to za sprawą właśnie całej otoczki, a to za sprawą riffów czy też klawiszy. No i do tego w pakiecie mamy wokalistę, który udzielał się w Deep Purple. Sam utwór brzmi dobrze, nawet bardzo dobrze. Niestety szału na miarę wielkich hiciorów Turnera nie ma. Kawałek buja jak przystało na dobrego hard rockera. Nikolo Kotzev jest znakomitym instrumentalistą i to nie raz będzie dane nam usłyszeć na tym albumie, ale obok Blackmore nie mam zamiaru gu ustawiać, bo to nie ta sama klasa. Nikolo rozróżnia album wokalnie i co utwór będzie inny głos, ale to akurat jest bardzo udany patent. Już w „Nightmares” słychać Thomasa. Znów utwór utrzymany w stylistyce Depp Purple, aczkolwiek nieco inne patenty zastosowane nieco inny wydźwięk. Na szczęście klimat i refren, podsuwają nam tą kapelę. Muszę przyznać,że refren jest tutaj najpiękniejszą rzeczą. Najbardziej wciągający refren na tym albumie. No i w końcu jakaś porywająca solówka. „Two of a Kind” to kawałek, który zalatuje w rejony Aor. Trochę bluesowego feelingu i głos Edmena. Sam utwór jest spokojny, stonowany i nastawiony na emocję, a takowych nie brakuję. To dowód na to, że zespół potrafi się sprawdzić w nieco wolniejszych kawałkach. Co mnie zaciekawiło związku z odsłuchiwanym albumem, że to właśnie Turnerowi powierzono najciekawsze utwory, ale to może być moje odczucie. Taki „I Will Rise Again” jest bardziej zróżnicowany, tak nieco porywający, taki bujający podczas refrenu. Zresztą słychać tutaj zapatrzenie Nikola w Ritchiego Blackmore'a i to nie tylko w sprawach gitarowych. Ritchie jak to wiemy z przeszłości lubił grywać nie tylko wolne kawałki, ale i też szybkie. Tutaj takowym jest „Day of the Eagle”. Szybki i naszpikowany melodiami. No nie powiem Edman spisuje się genialnie w roli frontmena. To on jest drugim takim motorem. Nikolo Kotzev z każdym utworem co raz bardziej przekonuje nas do swoje talentu. Jest to jeden z najlepszych utworów na tym albumie. Po przednich utworach i to w jaki sposób brzmiały byłem spokojny o balladę na tym krążku, a taką otrzymałem. Jest nią 'We Don't Talk Anymore”. 6minut i mogłoby się wydawać, że to będzie nuda. I tutaj was zaskoczę, kawałek wciąga i łapię za serce. Thomas Vikström okazał się najlepszym wyborem do tego utworu. Nie jest on ani drapieżny, ani zbyt techniczny, a taki bardziej uczuciowy. „Wings of a Dream” to kolejna dobra porcja hard rocka dla fanów Joe Lynna Turnera. Choć tutaj słychać już nieco wyczerpanie pomysłów, gdyż ani refren ani jego warstwa instrumentalna nie robi takiego wrażenia jak poprzednie, ale ma za to dobrą rytmikę. Od razu przypadł mi do gustu tyłowy „Bad Religion”, który łączy w sobie ciężar, mrok z łagodnością i melodyjnością. Główny motyw znów sporo czerpie z Depp Purple. Drugą taką zacną petardą na tym albumie jest „Father to Child” gdzie demoluje wokalnie Thomas. Tutaj znów trzeba dać się porwać szybkiemu riffowi oraz chwytliwemu refrenowi. Muszę przyznać, że to właśnie te szybsze utwory najbardziej mnie zachwycają przy kolejnych odtwarzaniach. Pewnie się zastanawialiście, dlaczego przy poprzednich balladach nie brał udziału Turner. Cóż, widocznie jego przeznaczeniem był „Love Is On Our Side”, który nie zaliczam do udanych. Ot co tylko dobry kawałek. Tutaj nieco zaczyna się to dłużyć. Na szczęście złe wrażenie zaciera kolejna petarda- „The Empire of the Sun”. Göran Edman i wszystko jasne. Słychać nutkę Rainbow, Deep Purple. Ogólnie dobrze to wypada pod względem instrumentalnym. Na pewno kolejny mocny punkt na albumie.

Dla fanów Deep Purple i poszczególnych osobistości na tym albumie pozycja obowiązkowa. Dla pozostałych słuchaczy to będzie kolejne dzieło oparte na latach 70-80. Miło się tego słucha, jest chwila uniesień, lecz brakuje „kropki nad i”. Jest pomysł na granie, jest aranżacja choć są momenty że są jakieś zgrzyty to i tak album warty zapoznania. Bo ile mamy zespołów wzorujących się na Deep Purple mający taki dobór wokalistów jak choćby Turner. Trzeba zaznaczyć, że akurat Turner to słały punkt tego zespołu. Nota: 7.5/10 i szczerze polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz